A.C. GAUGHEN - BERŁO ZIEMI | FRAGMENT 2
W moim namiocie był skorpion. Gapiłam się na niego. Księżyc świecił jasno, ale do wnętrza namiotu wpadało niewiele światła. Skorpion szedł ostrożnie po piasku, z ogonem podniesionym, ale niegotowym do ataku. Powoli zmierzał w stronę miejsca, w którym leżałam w śpiworze. Nabrałam głęboko powietrza i podniosłam rękę.
– Na potęgę pustyni, rozkazuję ci się zatrzymać – powiedziałam.
W odpowiedzi podniósł ogon i przybrał taką pozycję, żeby móc wbić we mnie kolec z trucizną.
Zaśmiałam się, pochyliłam do przodu i podniosłam go.
Spiął się i przez chwilę szykował do ataku, ale skorpiony i smoki nie powinny się siebie bać. Gdy przypomniał sobie o tym, zaczął się niepewnie przechadzać po mojej skórze.
Przekręciłam się, żeby nie spadł.
– Przyszedłeś życzyć mi powodzenia? – spytałam, głaszcząc jego sztywny pancerz. Westchnęłam głęboko i wyznałam:
– Chyba mi się przyda. – Jego ogon jeszcze bardziej się spłaszczył, lecz gdy przestałam go dotykać, znowu się podniósł.
Kiedy klapa w wejściu do namiotu odsunęła się i do środka wpadło ostre światło księżyca, usiadłam i osłoniłam skorpiona dłońmi.
– Dobrze – powiedziała Kata. – Nie śpisz już. – A potem zobaczyła, co trzymam w dłoniach, i gwałtownie się odsunęła.
– Shalio, istnieją mniej śmiertelne sposoby na uniknięcie małżeństwa.
Śmiejąc się, wypuściłam skorpiona i uniosłam tył namiotu, żeby mógł uciec. Gdy Kata weszła do środka, wyskoczyłam ze śpiwora. Zdjęła kaptur w tej samej chwili, gdy klapa namiotu się zamknęła. Wyglądało to tak, jakby jasne srebro jej włosów wyssało całe światło księżyca.
– Kato! – krzyknęłam, obejmując ją. – Przybyłaś!
Gdy mocno mnie przytuliła, straciłyśmy równowagę i śmiejąc się, upadłyśmy na piasek, nos w nos. Jak dawniej.
– Oczywiście, że tak – powiedziała. – Przyjechałam, gdy tylko się dowiedziałam. Przepraszam, że zajęło mi to tak długo.
Uśmiechnęłam się do niej.
– Ważne, że jesteś. Mamy tyle do omówienia.
Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Wychodzisz za mąż – powiedziała miękko. – Jak się czujesz?
– Zbyt niska. – To była pierwsza odpowiedź, jaka przyszła mi do głowy. Nie byłam niska i wiedziałam, że Kata zaraz mi to wytknie. Westchnęłam. – Myślę, że królowe powinny być wyższe.
Dotknęłyśmy się nosami.
– Widziałam go – rzekła. – Nie jest wiele wyższy od ciebie, o ile w ogóle jest wyższy.
Nabrałam powietrza. Miałam w sobie tyle pytań o to, jak on wygląda, co robi, dlaczego mnie chce, co Kata wie o nim, ale to nie miało znaczenia. Za kilka godzin zostanę jego panną młodą i sama poznam odpowiedzi na te pytania.
A jutro nie będę już miała przy sobie Katy.
– Zrobimy to? – spytałam.
Wyszczerzyła zęby.
– Dzisiaj? Powinnaś wstać przed świtem.
– Obie wiemy, że nie będę dzisiaj zbyt wiele spać. Poza tym zerwanie z tradycją przynosi pecha.
W odpowiedzi pociągnęła mnie za ręce i obie podniosłyśmy się z piachu. Wytknęłyśmy głowy z namiotu, żeby rozejrzeć się za moimi braćmi, wujkami albo kimkolwiek, kto mógłby nas powstrzymać.
– Czy Rian jest z tobą? – szepnęłam.
– Tak – odparła, ciągnąc mnie do przodu.
Nikogo nie zauważywszy, wybiegłyśmy z namiotu ręka w rękę. Nasze stopy ślizgały się po piachu. Niebo było bezchmurne, a księżyc wystarczająco jasny, by nas prowadzić, ale o wiele chłodniejszy niż jego brat, słońce. Gdy piach przeszedł w bardziej stałe podłoże, przyśpieszyłyśmy. Nasz klan obozował tuż za miastem, gotowy na przyjście nowego dnia, w którym miałam jednocześnie powitać słońce, mojego męża i zupełnie nowe życie.
Przybycie do Jitry było jak zwykle dziwne i magiczne. Toczące się wydmy zniknęły, pozostawiając pustkę na horyzoncie, a pod piaskami pojawiła się twarda ziemia. Półka skalna odsłoniła wąską szczelinę, wystarczająco szeroką dla jednej osoby – były to usta schodów prowadzących przez klif do miasta. Jitra to miasto wykute w skale. Dawno temu potężna rzeka wyżłobiła spadzistą ścieżkę tak szeroką jak dziesięciu idących obok siebie mężczyzn. Z tego miejsca klany pustyni zaczęły ryć w skalnych ścianach, tworząc masywne siedziby, zacienione i chłodne, wieczne i nieustępliwe. Rzeka nadal płynęła w wąskiej żyle, przecinając górską skałę aż do kaskadowego zbocza na końcu miasta. To dzięki niej mój nomadyczny lud miał stałe źródło wody.
To było święte miejsce.
Kata zawsze miała problemy ze znalezieniem go. Nie należała do klanu, o czym z reguły zapominałam aż do chwil takich jak ta, gdy nie umiała znaleźć drogi do świętego miasta. Jej palce, blade i dziwne na mojej ciemnej skórze, złapały mnie mocniej, gdy prowadziłam ją do pęknięcia w ziemi, a potem pogrążyłyśmy się w ciemności, schodząc po wąskich stopniach.
Na dole zwolniłyśmy. Gdzieś przed nami usłyszałam strażników, więc odciągnęłam Katę na bok. Kolejna ścieżka prowadziła do wnętrza góry zamiast w stronę miasta. Wysunęłam się na prowadzenie, pewna swych kroków, tak jakbym od zawsze mieszkała w Jitrze. Następne schody, starsze, mniej równe, zakręcone wokół skały i prowadzące głęboko w dół. Powietrze zmieniło się tu z gorącego i suchego na wilgotne, przylegające do ścian i naszych palców.
To właśnie tutaj Kata poczuła się pewniej i zaczęła dotrzymywać mi kroku – wiedziała już, gdzie się znajduje i dokąd zmierza, nie musiałam jej za sobą ciągnąć. Po kilku kolejnych dzikich krokach i wybuchach śmiechu, który odbijał się echem od ścian, przejście otworzyło się na wielką jaskinię i masywne podziemne jezioro, które było ukrytym skarbem gór.
Gdy tylko je zobaczyłam, zatrzymałam się i Kata na mnie wpadła. Zaczęłam rozglądać się dookoła i ledwo zwróciłam na nią uwagę. W powietrzu wokół nas wisiały setki tysięcy kropelek wody. Delikatnie rozproszona mgła uchwyciła odbijający się od tafli blask odległego księżyca i przekazała go małym kroplom, aż wreszcie cała jaskinia wyglądała tak, jakby połknęła gwiazdy z nocnego nieba.
Zaśmiałam się zachwycona, a Kata ruszyła do przodu. Kropelki opadały na jej skórę niczym delikatne pocałunki. Dotykałam ich opuszkami palców, patrzyłam, jak rozpadają się na coraz mniejsze i mniejsze cząstki, nadal zawieszone, nadal czekające na Katę.
Jaskinia ją znała. W tym miejscu moc wody była silna, piękna i magiczna. Kiedy wpatrywałam się w ten cud, czułam, jak otaczają mnie duchy, chroniąc i napełniając mnie wiarą. Dzień jutrzejszy będzie idealny, a to małżeństwo, które zabierze mnie od rodziny, stanie się początkiem długiego, wiecznego pokoju.
Moje poświęcenie ochroni mych ludzi.
Kata zaczęła powoli zataczać koło. Uśmiechała się szczęśliwa, a woda pokrywała jej skórę. Na pustyni zawsze była spragniona, a jej blada, popękana i obolała skóra łaknęła wilgoci.
Czy od razu po zakończeniu Jeziora Cieni zaczęłaś pisać Wybrzeże Snów?
Tak! A właściwie, jeszcze pracując nad Jeziorem, miałam już sporą część szkicu Wybrzeża. Ta historia toczy się w taki sposób, że nie miałam żadnej odczuwalnej przerwy w pracy nad tymi tomami. Im dalej w tej historii się znajdowałam, tym większy czułam wewnętrzny przymus, żeby pracować dalej, tak jakbym po prostu musiała wyrzucić to z siebie. Trudno opisać to uczucie, bo jest bliższe jakiemuś głębokiemu uzależnieniu od pisania, obsesji, która sprawia, że żyjesz historią, która powstała w twojej głowie.
Co było inspiracją do napisania tej książki?
Podobnie jak przy poprzednich tomach, w zasadzie nie potrafię wskazać jednego, konkretnego źródła. Wybrzeże Snów to finał serii, a więc ten tom, w którym wszystkie nitki fabuły w końcu się splatają, a wszystkie kawałki układanki ostatecznie trafiają na swoje miejsce, dlatego wymagał ode mnie naprawdę dużego skupienia, bo zależało mi na finale godnym oczekiwań moich fanów. W Wybrzeżu jest też sporo mroku, postacie, które znamy z poprzednich części, wiele przeszły i teraz muszą dokonać ostatecznych wyborów swojej ścieżki, być może też podjąć ryzyko, które postawi ich życie na szali. Muszą wybrać stronę i zadecydować o tym, kim są. Szczególną więź w tej części czułam z Lirr, która jest już zupełnie inną osobą niż ta rozwydrzona dziewczyna, którą poznaliśmy na początku opowieści.
Co czułaś, pisząc ostatni tom serii?
Ogromną ekscytację, bo bardzo chciałam opowiedzieć historię Lirr, Raidena i Mildy do końca, a jednocześnie smutek, bo bardzo zżyłam się z tymi bohaterami i trudno mi znieść myśl o tym, że już się rozstajemy. Książki mają na szczęście tę cudowną zaletę, że można do nich wracać, kiedy tylko przyjdzie nam na to ochota.
Jak długo zajęło Ci stworzenie Wybrzeża snów?
Na pewno około 9 - 10 miesięcy. Długo... ale to była niesamowita podróż!
Bohaterowie serii Krucze serce przeszli długą drogę i sporo się zmienili, od początku wiedziałaś, że tak pokierujesz ich losami?
Tak! Zabierając się za pisanie, zawsze znam zakończenie, ale dopiero podczas pracy nad kolejnymi rozdziałami poznaję szczegóły budowania relacji między bohaterami, ich zachowania, a ostatecznie sposób, w jaki się zmieniają. Pisanie ma dla mnie coś z magii kreacyjnej, kryje w sobie zawsze pewną dozę tajemnicy, bo raz stworzone postacie, nie zostają nigdy statyczne, tylko dojrzewają, zmieniają się, reagują na siebie. To jest właśnie to, co kocham w swoim fachu!
Który z bohaterów jest twoim ulubionym i dlaczego właśnie on?
Jeżeli zapytałabyś mnie o to, z kim mam najwięcej wspólnego, to odpowiedziałabym zapewne, że z Raidenem (oczywiście w granicach rozsądku, bo całe szczęście nie mam aż takiego ego!). Szczególna więź łączy mnie jednak z Lirrian. Naprawdę mocno jej kibicuję i chociaż na początku wydaje się wkurzająca i bezmyślna, naiwna i zadufana w sobie, to pod tą całą krzyczącą, wiecznie wściekłą, przeklinającą fasadą, kryje się też dobre serce i ogromny potencjał do robienia tego, co właściwe. Cenię ją za odwagę, lojalność i trzymanie się zasad wbrew wszystkiemu i wszystkim, a ta odrobina chaosu w jej naturze, świetnie koresponduje z chaosem w mojej duszy.
Co towarzyszyło Ci podczas pisania?
Czułam się totalnie pochłonięta przez tę historię, zupełnie jakbym była jej częścią. Kiedy pracowałam przez kolejne lata nad Wyspą Mgieł i Jeziorem Cieni, świat Kruczego serca zdążył się rozwinąć i okrzepnąć na tyle, że teraz jest jak dobrze znane mi miejsce, do którego uwielbiam wracać. Podobnie jest z bohaterami — znam ich tak dobrze, że potrafię doskonale przewidzieć ich reakcje, ich słowa, zachowania. Nie mogę tylko pozbyć się tego podświadomego smutku, że to już koniec tej wspaniałej przygody.
Czy jest taka piosenka, która kojarzy Ci się z Wybrzeżem snów?
Najlepiej atmosferę Wybrzeża oddają chyba dwa wyjątkowe kawałki: „Miraż” zespołu Oh Hiroshima oraz „To wish impossible things” The Cure. To melancholijne, smutne brzmienie, ma w sobie ten rodzaj tęsknoty, która najlepiej odzwierciedla klimat Wybrzeża, ale i mój stan ducha podczas pisania.
Gdyby Krucze serce doczekało się ekranizacji, kto wcieliłby się w głównych bohaterów?
Och, te decyzje już dawno zostały podjęte! W rolę Raidena obowiązkowo musi wcielić się Tom Hiddleston. To jest ten prowokujący urok, to spojrzenie, ta niejednoznacznie moralnie natura i ta przesiąknięta cynizmem maniera, które utożsamia mój mag – banita. Lirr dobrze mogłaby zagrać Kaya Scodelario, bo ma w sobie tę szczególną, nieposkromioną iskrę buntowniczki, która idealnie oddaje charakter postaci. Niedźwiedź to zdecydowanie ponury Mads Mikkelsen, Mildą mogłaby zostać urocza Holland Roden, a Mikko to wykapany Rami Malek!
Teraz zdradź, co planujesz dla swoich czytelników? Trylogia Krucze serce jest już zakończona… Co dalej?
Teraz... czekam na rozpoczęcie prac redakcyjnych nad „Panią siedmiu bram” - powieścią urban fantasy z sumeryjską boginią miłości i wojny uwikłaną w przerażającą intrygę, która zapowiada nadchodzącą zagładę świata śmiertelników. Bardzo ekscytuję się tym projektem i nie mogę się doczekać, jak zareagują na nią czytelnicy, bo wewnętrzne opinie, jakie otrzymałam dotąd, są niezwykle entuzjastyczne! Pracuję też nad dwoma krótkimi tekstami, które ukażą się jeszcze w tym roku, a trochę na boku mam rozgrzebany research do nowej książki fantasy. Nie nudzę się!
Jak krótko zachęcisz do przeczytania Wybrzeża Snów?
Po wydarzeniach w Kręgu Lirr stanęła na skraju przepaści i... postanowiła skoczyć. Nie ma już niczego do stracenia, runęły wszystkie mury, a rozpacz po śmierci Raidena może ostatecznie pokonać jej krucze serce. Teraz wszystko zależy od tego, czy będzie umieć komuś zaufać i ile postanowi poświęcić dla nadziei tak wątłej, jak iskra migocząca we mgle. Jeżeli poznaliście historię Lirr i Raidena, to musicie dowiedzieć się, jak to wszystko się kończy!
PRZECZYTAJ JUŻ DZIŚ!
Korzystanie ze strony My fairy book world i zostawianie komentarzy pod postami jest równoznaczne z wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych zgodnie z artykułem 13 o ochronie danych osobowych. Każdy komentujący wyraża zgodę na przetwarzanie danych osobowych przez system komentarzy Disqus zgodnie z jego polityką prywatności.
Więcej informacji w zakładce Polityka prywatności.