POWIEŚĆ ŚWIĄTECZNA || "ŚWIĘTA W PORT MOODY" FRAGMENT
Ottawa, 10 grudnia
Zebranie zwołane przez Doohana, dyrektora „People’s Voice” sprawiło, że po raz kolejny w redakcji zapanowała nerwowa atmosfera. Sprzedaż czasopism przez rozwój internetu leciała na łeb na szyję, ale wszyscy wierzyli, że uda się uratować miesięcznik i przed świętami nikt nie straci pracy.
Jako redaktor naczelna wiedziałam więcej niż inni. James, bo tak miał na imię szef, wcale nie miał zamiaru nikogo zwalniać, wręcz przeciwnie – chciał podzielić się dobrymi nowinami. Przynajmniej dla mnie. Naprawdę liczyłam na ten awans, ciekawa jedynie tego, jakie wyzwanie postawi przede mną szef, aby mieć pewność, że nadam się na jego zastępcę.
Jeszcze przed czasem zajęłam miejsce tuż przy fotelu dyrektora, aby pokazać Jamesowi, że już teraz może nazywać mnie swoją prawą ręką. Wiedziałam, że oficjalnie nastąpi to po wykonaniu zadania, które od kilku tygodni planował mi zlecić, ale ono wydawało się formalnością. Dziennikarstwo znałam od podszewki. Żaden temat nie mógł mnie zaskoczyć, zniechęcić czy zniesmaczyć. W swojej karierze w jednym z najpopularniejszych czasopism w Kanadzie zdołałam pisać artykuły chyba z każdej dziedziny. Nie było dla mnie rzeczy niemożliwych, a Doohan o tym wiedział.
– Czy możemy zaczynać? – zapytał poważnym tonem szef, gdy w sporej sali konferencyjnej zgromadzili się wszyscy pracownicy.
Malujące się na twarzach większości przerażenie szczerze mnie bawiło. Gdybym jak oni nie wiedziała, co chce ogłosić James, pewnie wyglądałabym podobnie, snując w głowie domysły, czego może dotyczyć zebranie w połowie miesiąca.
W redakcji zebrania odbywały się na początku oraz na końcu miesiąca. Nigdy w połowie, bo wtedy dziennikarze i fotografowie zbierali materiały do numeru na kolejny miesiąc. Nawet godzinne zebranie uważano wówczas za marnotrawstwo czasu, dlatego dziś każdy siedział jak na szpilkach, bojąc się o swój tyłek.
– Jak dobrze wiecie, słupki sprzedażowe papierowych gazet spadają, ale na szczęście dobrze rozwinięta strona internetowa zdoła zrekompensować nam straty, których wiele innych czasopism nie jest w stanie wyrównać – zaczął entuzjastycznie. – Ostatnie miesiące pokazały mi, że warto brnąć w coś, co jest nietypowe, i dzięki temu mamy całkiem sporo opłaconych prenumerat w wersji elektronicznej. Czy wiecie, co to oznacza?
Zebrani milczeli, czekając, aż szef powie wreszcie, co ma na myśli. Nikt nie chciał gdybać czy zgadywać, bo James od zawsze powtarzał, że lubi konkrety.
– Nie wiecie, dlatego wam powiem. – W jego głosie słyszalna była duma. – Oznacza to, że dzięki temu nasze akcje rosną, bo im więcej wersji elektronicznych sprzedajemy, tym więcej na tym zarabiamy, bo nie musimy drukować dużego nakładu papierowych egzemplarzy, które… – Wywód Jamesa przerwał dźwięk telefonu. Mojego telefonu.
Bez patrzenia na ekran rozłączyłam połączenie i z przepraszającym uśmiechem skierowanym w kierunku szefa wyczekiwałam, aż będzie kontynuował.
– Na czym skończyłem? – Spojrzał na mnie bacznie.
– Na tym, że elektroniczne wydania dają nam większe zyski, dzięki czemu nie toniemy, jak inni z branży – odpowiedziałam precyzyjnie.
– Dokładnie – pochwalił mnie i kiedy już miałam się uśmiechnąć, ponownie zaczął dzwonić mój telefon.
Tym razem wyjęłam go z kieszeni i, korzystając z funkcji szybkiego odpowiadania, wybrałam opcję, że oddzwonię później. Nie interesowało mnie, czego może chcieć ode mnie mama. Szczególnie o tej godzinie. Godzinie, która zarezerwowana była na pracę.
– Może jednak to coś ważnego, Abigail.
– Nie, to nic istotnego, James.
Mimo dobrych relacji z szefem wolałam nie podpaść. Zwłaszcza teraz, kiedy czekałam na upragniony awans.
– Zatem kontynuujmy. Abi, czy mogłabyś do mnie dołączyć?
Z dumą wstałam i przeszłam trzy kroki, aby znaleźć się tuż obok szefa. Serce biło mi jak oszalałe, a w głowie rozlegał się głośny krzyk radość, który jak najprędzej pragnęłam z siebie wyrzucić. Oczywiście w samotności, aby nikt spośród zebranych nie wiedział, jak ważny był dla mnie ten dzień.
– W związku z tym, że się rozwijamy i sam nie dam rady oganiać wszystkiego, postanowiłem mianować Abigail Sharpe na stanowisko swojego zastępcy – poinformował oficjalnie, a ja poczułam na sobie zazdrosne spojrzenia kolegów z redakcji. – Oczywiście znacie mnie i domyślacie się, że nie ma tak łatwo. Zlecę Abigail specjalne zadanie i tylko jeśli je wykona w zadowalający dla mnie sposób, dostanie awans.
Miny zebranych wykrzywiły się w grymasach niezadowolenia. Szydercze uśmiechy kazały mi myśleć, że życzą mi jak najgorzej. W końcu każdy z nich marzył, aby być na moim miejscu. A jednak to ja stałam ramię w ramię z Jamesem Doohanem, nie oni.
– Abigail, chyba każdy w redakcji wie, jak bardzo nie lubisz komercjalizacji Bożego Narodzenia… – Gdy szef wypowiedział te słowa, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. – Jako zastępca dyrektora na pewno dasz radę stworzyć tekst na temat tego magicznego czasu, który sprawi, że poczuję ciepło w sercu, gdy będę go czytał. Pokaż mi, że dasz radę przekonać czytelników, że kochasz święta, choć dobrze wiemy, że od lat spędzasz je w redakcji.
Przełknęłam ślinę, bo tego się nie spodziewałam. Liczyłam na trudny temat, ale nie trudny ze względu na moje podejście. Owszem, Boże Narodzenie traktowałam jak każdy inny dzień roku, bo nie widziałam w nim niczego niesamowitego. Noszenie swetrów z reniferem czy ubieranie choinki było zbędnym, komercyjnym elementem całej strategii marketingowej, którą wprowadzali w okresie świąt producenci wszelkiego rodzaju produktów. Naciągacze, do których należał mój ojciec, właściciel fabryki bombek.
Port Moody, 10 grudnia
Wiele bym dał, by mój współlokator nie naparzał tak w tę grę na konsoli, gdy próbuję odsypiać nocną zmianę w barze. Każdego dnia obiecywałem sobie, że rzucę tę robotę, ale wiedziałem, że zrobię to tylko wtedy, gdy uda mi się osiągnąć swój priorytetowy cel – zostanę profesjonalnym aktorem na pełen etat. Na deskach teatru, na małym czy dużym ekranie… nieważne. Liczyło się tylko to, by żyć marzeniem, które miałem, od kiedy pamiętałem. Uwielbiałem wcielać się w kolejne role, przez moment żyć cudzym życiem, uciec od zmartwień, porzucić problemy i rozterki.
– Kurwa, Josh, nie możesz używać słuchawek, kiedy grasz rano? – warknąłem na współlokatora, wchodząc do salonu.
Salon to za dużo powiedziane, bo było to niewielkie pomieszczenie ze zbyt dużą kanapą, telewizorem na ścianie i niewielką półką na książki w rogu.
– Mówiłem ci, że nie lubię w nich grać. Uszy mnie bolą – odpowiedział, nie odrywając wzroku od ekranu.
– A ja ci mówiłem, że chciałbym przespać chociaż pięć godzin.
Wkurzony podszedłem i wyciągnąłem wtyczkę telewizora z prądu. Kolejny dzień z rzędu zostałem brutalnie obudzony po zaledwie trzech godzinach snu.
– Stary, co z tobą?!
– Ogarnij się, do cholery, albo poszukam innego współlokatora.
Ta groźba raczej nie podziałała na Josha, w końcu słyszał to już ode mnie mnóstwo razy. Był nie tylko moim współlokatorem, ale także kuzynem, a wiadomo, że rodziny się nie porzuca. Nawet kiedy wkurwia cię do granic wytrzymałości.
– Musisz trochę poruchać, Logan. Wtedy przestaniesz się tak rzucać.
– Muszę przywalić ci w tę szkaradną gębę, wtedy zrobi mi się lepiej.
Przeszedłem do kuchni, która wynagradzała mi niewielkie rozmiary salonu. Miała okna od podłogi aż po sufit i ukazywała widok na wodę. Lubiłem tu mieszkać i nawet Josh nie mógł tego zmienić. Pewnego dnia będę mógł mieszkać tu sam.
Zrobiłem kawę i zapatrzyłem się przed siebie. Niewielka ilość śniegu była dopiero zwiastunem tego, co będzie się tutaj działo już wkrótce.
Josh wszedł do kuchni, przerywając moją chwilę spokoju.
– Skończyłeś się boczyć?
Popatrzyłem na niego, bo z reguły schodził mi z drogi, dając czas na wypicie kawy i dobudzenie się.
– Masz. – Rzucił na blat folder. – W Vancouver jest przesłuchanie, przyniosłem ci skrypt.
– Dzięki. Skąd wiesz i kiedy przesłuchanie?
Sięgnąłem po folder i lekko się skrzywiłem. Jak się nie ma, co się lubi… Rola elfa w świątecznym przedstawieniu nie była szczytem moich marzeń, ale nie miałem zamiaru narzekać. Zagram to tak, jakby była to rola życia.
– Tancerki mówiły o tym, kiedy byłem na próbie układu do teledysku. Więc załatwiłem ci skrypt. Podziękuj ładnie. I nie zawal tego jutro.
– Przesłuchanie jest jutro?!
To było typowe. Josh był na próbie dwa dni temu, ale zdecydował się powiedzieć mi dopiero dziś.
– Jakoś się mijaliśmy. Ale dasz radę.
– Dzięki.
Nie było sensu ciągnąć tego tematu. Josh był świetnym tancerzem, jednak żył we własnym świecie.
Zabrałem swoją kawę i wróciłem do swojego pokoju. Zacząłem czytać scenariusz i co chwilę parskałem śmiechem. Byłem przekonany, że będzie to jakieś przedstawienie dla dzieci, a tu okazało się, że to dla dorosłych. Elf zakochuje się w matce jednego z dzieci, które odwiedza, by sprawdzić, jaki prezent od Świętego Mikołaja chciałby dostać chłopiec. To mogłem zagrać.
Rozsiadłem się na łóżku z kolorowym zakreślaczem, którym zaznaczyłem swoje kwestie, i jeszcze raz przeczytałem całość. Później kolejny raz. Zanim się obejrzałem, była pora lunchu, więc zrobiłem sobie przerwę i ruszyłem do Moody’s, gdzie serwowali najlepsze żarcie w okolicy. Mógłbym dotrzeć tam na piechotę, jednak nie miałem dziś czasu na spacer. Musiałem nauczyć się tekstu i przećwiczyć wszystko, więc cieszyłem się, że dziś akurat wypadał mój dzień wolny, bo nie mógłbym pojechać na przesłuchanie po nocnej zmianie.
– Cześć, Logan, to co zawsze?
Taki był urok małych miejscowości i społeczności, w których większość ludzi dobrze się znała.
– Cześć, Emmo, poproszę. Nie ma dziś ruchu?
Rozejrzałem się po pustym lokalu, który zazwyczaj o tej porze tętnił życiem.
– W remizie mają zebranie, a raczej sesję do kalendarza świątecznego.
Zaśmiałem się głośno, patrząc na zniesmaczoną minę ciotki.
– Teraz rozumiem, dlaczego nie ma dziewczyn, a mężczyźni?
– Poszli pilnować swoich żon i córek – odpowiedziała mi z uśmiechem.
Byliśmy społecznością aktywną w każdy możliwy sposób – strażacy robili świąteczne kalendarze charytatywne, artyści wiosną wystawiali swoje prace na licytacje, sportowcy angażowali się w rozgrywki… Dlatego tak lubiłem tu mieszkać, być częścią czegoś większego. Wiedziałem, że w dużym mieście miałbym większe szanse na lepsze role, tam łatwiej dostać sensowne oferty. Jednak nie potrafiłem wyjechać. Dojeżdżałem więc na przesłuchania i występy, pracowałem w barze i udzielałem się społecznie. W okresie przedświątecznym było jeszcze więcej zajęć niż zazwyczaj, ale lubiłem ten czas i całe to zamieszanie.
– Smacznego. Daj znać, gdybyś czegoś potrzebował.
– Dziękuję.
Emma była matką Josha i chyba tylko ze względu na nią nie potrafiłem wykopać go na zbity pysk. Albo wbić mu trochę rozumu do głowy… Byłem więcej niż pewien, że Hunter, brat Josha, z chęcią zrobiłby to samo. Nie sądziłem, że rodzeństwo może się tak bardzo od siebie różnić.
– Josh wspominał, że jedziesz na casting do jakiejś roli świątecznej.
– Tak, dał mi znać o przesłuchaniu, więc zjem i wracam się przygotowywać. Mam nadzieję, że uda mi się dostać tę rolę.
Wzruszyłem delikatnie ramionami, bo nie czułem się komfortowo, rozmawiając z rodziną o moim aktorstwie. Nie dlatego, że mnie nie wspierali, bo wiernie mi kibicowali, ale jakiś wewnętrzny głos powtarzał mi natrętnie, że byłem nieudacznikiem i ich zawiodłem.
– Oczywiście, że ją dostaniesz. – Emma delikatnie poklepała mnie po policzku.
– Dzięki.
Dokończyłem posiłek, zostawiłem pieniądze przy talerzu, jak zawsze, bo w przeciwnym razie Emma nie przyjęłaby ich ode mnie, i pomachałem jej na do widzenia. W drzwiach minąłem się z Hunterem.
– Cześć, Hunt, jak tam po sesji? – Wyszczerzyłem się do niego.
Wiedziałem, że szczerze nienawidził tych zdjęć, ale nie odmówiłby za nic w świecie. Był dobrym facetem, świetnym strażakiem, dumą rodziny i miasteczka.
– Logan, już wychodzisz? Może napijesz się ze mną piwa?
– Aż tak źle?
– Czuję się, jakbym potrzebował prysznica.
Udał, że przechodzi go dreszcz, i się roześmiał. Żałowałem, że Josh nie mógłby być do niego bardziej podobny.
– Wybacz, tym razem odmówię. Może jutro?
– Mam służbę. Pojutrze wieczorem?
– Jesteśmy umówieni. Do zobaczenia.
Wróciłem do domu, gdzie przez resztę dnia uczyłem się tekstu. Chodziłem po sypialni i na głos wypowiadałem kolejne kwestie, badając, jak je zaintonować , jak wiele ekspresji w nie włożyć. W końcu wieczorem padłem na łóżko, zdążywszy jedynie nastawić budzik.
Ottawa, 11 grudnia
Rozwieszone po całym mieszkaniu samoprzylepne kartki z zapiskami pomysłów tworzyły spory bałagan, co jednak aktualnie zupełnie mnie nie interesowało. Jako typowy zadaniowiec miałam przed oczyma tylko konkretny cel, którego zwieńczeniem okazać się miał wymarzony awans.
Pukanie do drzwi sprawiło, że po raz pierwszy od kilku godzin wstałam z kanapy, gdzie stworzyłam sobie centrum zarządzania.
– Serio? Masz czelność tu przychodzić, kiedy ja tak cierpię? – zapytałam na widok gościa.
On jednak przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował. Tak jak zawsze, gdy pojawiał się tu w wiadomym celu.
Odrzuciłam na bok gniew, by podjąć jego grę. Bez zahamowania zaczęłam ściągać z niego koszulę, chcąc jak najszybciej nasycić się bliskością. Czułam, że jego silne dłonie wędrują po moim ciele, szybko docierając do gumki spodenek, pod którą udało się im bez problemu dostać.
– Nie myśl, że wybaczę ci wszystko tylko dlatego, że zrobisz mi dobrze. – Starałam się brzmieć przekonująco, ale przydługi jęk wywołany wsadzonymi w moją cipkę palcami zepsuł wszystko.
Poruszające się we mnie palce sprawiały, że miałam ochotę krzyczeć z rozkoszy. Po ciężkiej nocy, spędzonej nad samoprzylepnymi kartkami w poszukiwaniu pomysłu, potrzebowałam ukojenia. Relaksu, który mógł dać jedynie seks.
Sięgnęłam dłonią do paska mężczyzny, by sprawnym ruchem zdjąć z niego spodnie. Wziął mnie na ręce i już chciał zanieść do sypialni, kiedy przerywając zachłanny pocałunek, rozkazałam:
– Do salonu!
Miałam nadzieję, że pieprząc się na stercie porozrzucanych kartek, uda mi się wpaść na genialny pomysł, który doprowadzi mnie na sam szczyt. Szczyt dziennikarskiej kariery.
Nie cackaliśmy się z grą wstępną. Nie było na nią czasu. Liczyło się szybkie spełnienie, które mógł zapewnić tylko porządny seks. Zakładając przygotowaną prezerwatywę, wszedł we mnie gwałtownie. Jęknęłam z bólu i jednoczesnej rozkoszy, unosząc głowę, aby znów móc go pocałować. Ścisnęłam udami jego biodra, aby czuć go w pełni. Z każdym kolejnym ruchem byłam bliżej kierunku, w którym wspólnie zmierzaliśmy. Do miejsca, gdzie oboje mieliśmy zaraz dotrzeć, a potem paść zmęczeni obok siebie, jak zawsze, gdy naszła nas ochota na niezobowiązujący szybki numerek.
Głośny jęk oznajmił, że zdobyłam szczyt. Kochanek z nonszalanckim uśmiechem wszedł we mnie jeszcze mocniej niż dotychczas, po czym padł na mnie. Nasze spocone ciała regenerowały się, dając nam chwilę czasu na rozmyślenia.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo tego potrzebowałam – wyznałam, całując lekko jego bark.
Wciąż czułam wściekłość, że wykorzystał zdobytą prywatnie wiedzę do własnych celów, ale w tym momencie nie miało to znaczenia.
– Marzyłem o tym od wczoraj. Kiedy stałaś obok, a oczy wszystkich wlepiały się w ciebie, a ja w myślach powtarzałem sobie, że oni mogą jedynie patrzeć.
– James, nie zaczynaj znów – zastopowałam go, bo doskonale wiedziałam, że nasza relacja nie ma szans przetrwać.
Doohan był jednak moim przełożonym. Niby kawalerem do wzięcia, ale w mojej głowie nigdy nie ulokowałby się jako ten jedyny. Doskonale wiedziałam, że ja nie byłam jedyną. James łatwo rozkochiwał w sobie kobiety, a kiedy się nimi nudził, porzucał i szukał kolejnych. Chyba dlatego, że dla mnie nasze spotkania były tylko przelotnym romansem, starał się czasem stosować swoje puste gadki o związku czy rodzinie. Jednak ja znałam go zbyt dobrze. Tacy jak on nie nadawali się na mężów, a co dopiero na ojców, więc niesamowity seks musiał wystarczyć. Przynajmniej teraz, kiedy dla mnie priorytetem był awans, a nie poszukiwanie kandydata na męża, czego chciała moja rodzina.
– Nie musiałeś celować w moją piętę Achillesa. – Postanowiłam wrócić do tematu zadania, które mi zlecił.
– A co miałem zrobić? – Położył się obok mnie i palcem zataczał ścieżkę na moich piersiach. – Gdybym postąpił inaczej, od razu zaczęłyby się plotki, a tego nie chcemy, prawda?
Miał rację. Absolutną rację. Plotki o romansie mogłyby jedynie zepsuć to, co oboje dotąd osiągnęliśmy dzięki ciężkiej pracy. I choć uważałam, że to, z kim sypiam, powinno interesować wyłącznie mnie, to doskonale wiedziałam, że jeśli ktoś z redakcji dowiedziałby się o nas, to na pewno nie miałabym szans na awans i co lepsze zlecenia.
– Przecież wiesz, że nienawidzę tej całej szopki – przypomniałam mu.
– Wiem i inni też wiedzą – odpowiedział spokojnie. – Gdybyś tak chętnie nie opowiadała o tym, jak to rodzice zniszczyli ci dzieciństwo, zdeptali wiarę w Mikołaja i w ogóle w magię świąt, na pewno dałbym ci inne zadanie.
– Chcesz powiedzieć, że to moja wina? – Uniosłam się na łokciach.
James spojrzał na mnie w taki sposób, że znów poczułam przyjemny dreszcz.
– Mam nadzieję, że masz jeszcze siłę, abym cię przeprosiła za swoje zachowanie, szefie? – zapytałam kokieteryjnie, chwytając jednocześnie jego penis, aby sprawdzić, czy da radę ponownie sprawić mi rozkosz, której potrzebowałam, by szukać natchnienia.