Tajemniczy przystojniak || Wywiad z Williamem Ashtonem, bohaterem powieści "Nieosiągalny"
Maria Zdybska: Wasza Książęca mość, jestem niepomiernie wdzięczna, że możemy przeprowadzić ten wywiad.
William: Ależ Mario, o wiele przyjemniej będzie,
jeśli zaczniesz się zwracać do mnie po prostu Will.
MZ: Świetnie! A zatem, Will, jak wiesz, nie mamy w Polsce, monarchii, a wszystkie te protokolarne zasady wydają się niezwykle skomplikowane. Zanim zaczęliśmy rozmawiać, nie byłam pewna, czy mam przed tobą dygnąć i jak właściwie powinno się dygać! A skoro o tym mowa - jak radzi sobie z tymi sztywnymi zasadami Olimpia? Zdążyła już popełnić jakąś niewybaczalną gafę?
William: W przypadku Olimpii nie ma mowy o
niewybaczalnych gafach. Ta kobieta swoim
urokiem i uśmiechem zyskuje sympatię wszystkich. Czy popełniła jakieś błędy w
etykiecie? Oczywiście! Czy ktoś podjął dyskusję na ten temat? Nie.
MZ: Niektórzy z twoich bliskich sugerują, że Olimpia przypomina im nieco twoją babcię. Podobno była to nietuzinkowa kobieta, obdarzona wyjątkowym charakterem. Czy mógłbyś nam o niej opowiedzieć?
William: Nie pozwól, by Olimpia to przeczytała,
zacznie się przechwalać. Babcia była cudowną kobietą. Kochała książki i podróże, miała wielki dar przekonywania innych do swoich racji. Żałuję, że nie ma jej
z nami.
MZ: Musi ci jej bardzo brakować. A co do Olimpii, cóż, nie mogę ci obiecać, że nasza mała rozmowa do niej nie dotrze, ale na pewno jakoś poradzisz sobie z jej rozrastającym się ego, zwłaszcza że musi zdawać sobie sprawę ze swojej szczególnej pozycji. Jesteś w końcu następcą tronu Królestwa Martagon. Olimpia ma zatem szansę zostać pierwszą od wieków Polką zasiadającą na tronie. Jak uważasz, jakie to będzie miało znaczenie dla waszego związku, dla twojego i jej kraju? Czy jesteście na to gotowi?
William: Tak dla formalności, Olimpia będzie
pierwszą Polką zasiadającą na Martagońskim tronie. Nasz związek już sporo
zmienił w moim życiu, jestem pewien, że Olimpia wniesie dużo dobrego do
Martagonu. Jest pełna pasji, a przy tym ceni sobie nasze wartości, nie chce
gonić za współczesnością. I w tym się zgadzamy. Poza tym, razem jesteśmy gotowi
na wszystko.
MZ: Z dobrych źródeł wiem, że wprost przepadasz za polską szarlotką. Co cię w niej urzekło? Czy polskie szarlotki są lepsze od tych serwowanych w Martagonie?
William: Oj, Mario, muszę zacząć szukać twojego
małego informatora w moim domu. <śmiech> Odpowiem trochę wymijająco, ta
polska szarlotka, która została mi zaserwowana, jest jedyna w swoim rodzaju.
Najsłodsza i najlepsza na świecie. Taka tylko dla mnie.
MZ: Czy nauczyłeś się choć trochę polskiego? Powiedz szczerze, jakie polskie słowa już poznałeś?
William: Szczerze? Poznałem całą gamę wulgaryzmów,
głównie dzięki obecności Majki. Chcę się nauczyć polskiego, chociaż podstaw
ojczystego języka Olimpii, ale tyle się działo, że nie miałem nawet czasu, by
zastanowić się, jak się do tego zabrać.
MZ: Jesteś w świetnej formie i znasz kilka sztuk walki, ale nasze źródła donoszą, że szef twojej ochrony, Mason, za każdym razem wyciera tobą podłogę. Jakie to uczucie?
William: Nie wiem, kto cię tak paskudnie okłamał!
<śmiech> A tak na poważnie, Mason jest świetny w tym, co robi, a nasze
sparingi pozwalają mi utrzymać formę. Poza tym wtedy czuję się jak zwyczajny
facet, a nie jak następca tronu. Korona jest cięższa, niż się wydaje…
MZ: Zarówno ty, jak i twój kuzyn Nick szczególnie upodobaliście
sobie Polki. Co takiego jest w polskich dziewczynach, że je pokochaliście?
William: Myślę, że to nie chodzi tyle o ich
pochodzenie, a to, jakimi są kobietami. Nick potrzebował kogoś, z kim nie
będzie się nudził, z kim będzie mógł liczyć na dreszczyk oczekiwania na kolejną
niespodziankę. Mnie wydawało się, że nie szukam niczego konkretnego. W chwili
pojawienia się Olimpii zrozumiałem, że byłem w błędzie, a ona jest dla mnie tym
wszystkim.
MZ: Na koniec pytanie, na które odpowiedzi sprytnie unikasz. Czy to prawda, że w swoim rodowym zamku posiadasz najprawdziwsze na świecie lochy z narzędziami tortur? A co najważniejsze, czy zdarzyło ci się kiedyś z nich skorzystać?
William: Każdy ma jakieś trupy w szafie, droga
Mario. A my, jako rodzina królewska, trzymamy je po prostu w lochach. I tak, w
zamku znajdują się lochy, ale większość narzędzi tortur została przeniesiona do
Muzeum Królewskiego, by poddani i turyści mogli zobaczyć, jak długą drogę
przeszliśmy jako społeczeństwo. Odpowiadając na ostatnie pytanie, owszem,
korzystałem. Gdy ja, Nick i Simon byliśmy dziećmi, zakradliśmy się lochów,
podczas jednego z tych nudnych przyjęć wydawanych na zamku. Uważaliśmy, że
jesteśmy tacy „fajni”… Cóż, gdy kilka godzin później znalazła nas ochrona,
płakaliśmy jak bobasy. Dodam tylko, że nie byliśmy tak sprytni, jak nam się
wydawało, a Mason doskonale wiedział, gdzie byliśmy. Po prostu dał nam nauczkę.
MZ: Świetna historia! I świetny wywiad! Jestem ogromnie wdzięczna, że poświęciłeś czas, żeby zaspokoić ciekawość twoich, no cóż... fanek, bo musisz zdawać sobie sprawę z faktu, że masz w Polsce całkiem pokaźną rzeszę uwielbiających ciebie (i Olimpię rzecz jasna!) dziewczyn. Wielkie dzięki!
William: Dziękuję ci za rozmowę Mario, mam
nadzieję, że Twój pobyt w Martagonie będzie udany. Poproszę, by wręczono ci
zaproszenie na przyjęcie wiosenne, które odbędzie się w zamkowych ogrodach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz