Melissa Darwood - (Nie)zdobyta || Opinia & fragment książki

Melissa Darwood - (Nie)zdobyta || Opinia & fragment książki

Data wydania: 11.12.2019
Wydawnictwo NieZwykłe

Pierwszy tom romantycznej serii górskiej pełnej miłości.
Julka ma trzydzieści dwa lata i słabo płatną pracę dziennikarki w czasopiśmie dla kobiet. Kiedy redaktorka naczelna sugeruje, by napisała artykuł na chwytliwy temat (z przystojnym szejkiem, celebrytą, milionerem lub alpinistą w roli główniej) Julka zaczyna zbierać materiały na temat polskich himalaistów.

Niebawem natrafia na informację o ekscentrycznym Jeremim Jansonie (zwanym JJ), który wydaje się być idealnym tematem na artykuł. Planuje on bowiem jako pierwszy człowiek w historii zdobyć zimą szczyt K2, i to solo, co jest istnym szaleństwem.

Wydawnictwo podchwytuje temat i proponuje dziennikarce duży budżet na napisanie reportażu. Jest jednak jeden warunek – Julka musi wziąć udział w wyprawie organizowanej przez JJ-a i dojść do bazy pod K2. Ona – która nie ma pojęcia o alpinizmie, nie znosi zimna i jest w słabej kondycji fizycznej. Jednak największy problem tkwi w tym, że Janson jest outsiderem i wcale nie chce zostać bohaterem książki.

Czy uda jej się przekonać nieustępliwego himalaistę do wspólnej wyprawy?
To wyzwanie okaże się ciężką próbą sił, i to nie tylko fizycznych. Julka nie zdaje sobie sprawy, że najtrudniej jednak będzie opanować silne przyciąganie, które narasta między nią a intrygującym Jansonem.


Dziennikarka po trzydziestce i samotnik-himalaista — mieszanka wybuchowa?

Najnowsza książka Melissy Darwood to powieść o pasji, namiętności i miłości. Głównych bohaterów dzieli naprawdę wiele. Julka pracuje jako dziennikarka, lecz trudno nazwać jej teksty popularnymi. By utrzymać pracę, którą lubi, musi napisać artykuł na chwytliwy temat, kobieta szybko zaczyna zbierać materiały na temat polskich himalaistów. Gdy wydawać by się mogło, że trafiła na idealnego bohatera, przystojnego, chętnie opowiadającego o sobie mężczyznę, ten rzuca jej informację o Jeremim. Julka podjęła trop i szybko zdecydowała, że to właśnie JJ będzie bohaterem jej artykułu. Nietypowy temat, szalony plan JJ i warunki postawione przez wydawnictwo — wszystko doprowadzi tych dwojga do nietypowych (i gorących) sytuacji.

Jak myślicie, czy samotnik dopuści do siebie zwariowaną dziennikarkę? Czy Julia odważy się towarzyszyć Jeremiemu w wyprawie?

(Nie)zdobyta to nowa odsłona twórczości autorki, która dotychczas dała się poznać z fantastycznych powieści młodzieżowych i gorących romansów dla kobiet. Tym razem Melissa przygotowała dla swoich czytelniczek lekką powieść na pograniczu obyczaju i romansu, w której główną rolę odgrywa pasja. Widać, że autorka przygotowała się do napisania tej książki, zdobyła wiedzę niezbędną do opisania himalaizmu i postaci Jeremiego. W powieściach dla kobiet coraz trudniej o oryginalny temat, a Melissie udało się opowiedzieć coś nowego, coś, czego w polskiej literaturze kobiecej jeszcze nie było. Tylko ze względu na to, warto zainteresować się tą książką.

Główni bohaterowie są pełni pasji, choć od siebie kompletnie różni, była między nimi niesamowita chemia. Julka jest zwariowana, nie lubi pisać na popularne tematy, w swoich artykułach porusza sprawy ważne, ale takie, o których ludzie nie lubią czytać. Jeremi jest samotnikiem, stroni od ludzi, poświęcił się górom, są jego pasją i miłością. Podoba mi się sposób, w jaki autorka opisała ich relację. Od samego początku czuć między nimi chemię, jednak nie zdzierają z siebie ubrań już na pierwszych stronach książki. Autorka buduje napięcie, powoli pokazuje rozwój ich relacji i być może, ale tylko być może, narodziny uczucia...

Na duży plus w tej książce zasługuje styl. Już od dawna wiem, że Melissa potrafi pisać lekko, tutaj udowodniła mi, że potrafi napisać powieść, w której to nie uczucie romantyczne będzie grało główne skrzypce. Świetnie opisany świat himalaistów, bohaterowie wielowymiarowi, niebanalni, realistyczni, bardzo fajnie stworzona relacja pomiędzy nimi.

(Nie)zdobyta to powieść, która wciąga od pierwszej strony. To opowieść o niezwykłej pasji, jaką jest wspinaczka, ale przede wszystkim historia o dwójce ludzi, których połączyły niezwykłe okoliczności. Jeśli szukacie niebanalnego romansu, poruszającego oryginalny temat to zainteresujcie się najnowszą powieścią Melissy Darwood.


FRAGMENT KSIĄŻKI

Drga mi powieka. Jestem mocno wkurzona, ale staram się trzymać nerwy na wodzy. 
– Jakie masz propozycje? – pytam Lidki, czterdziestodziewięcioletniej naczelnej redaktor, która jest moją szefową od pięciu lat. Pięciu lat ciągłego zaciskania pasa, odmawiania sobie zagranicznych wczasów (na które i tak nigdy nie jeździłam), nowych ciuchów (których i tak nigdy nie kupowałam) i markowych kosmetyków (których i tak nigdy nie używałam). Po to tylko, żeby udowodnić sobie i wszystkim wokół, że z dziennikarstwa da się w Polsce utrzymać. Że mogę być dziennikarką. Że jestem pieprzoną dziennikarką! 
A skoro nie stać mnie na wakacyjny wyjazd w tym roku, zawsze mogę nawalić się winem tak skutecznie, że nie będę wiedziała gdzie jestem. Możliwe, że skorzystam z tej oferty nawet już dzisiaj wieczorem: ubzdryngolę się na kanapie z nucącym Zaynem w tle. 
– Może napiszesz jakiś felieton o niedostępnych mężczyznach? Coś bardziej pozytywnego niż dotychczas? – Lidka patrzy mi prosto w oczy. – Masz lekkie pióro, tylko jakoś zawsze zagłębiasz się w psychodeliczny szlam, którym tylko odstraszasz czytelniczki. Twoje artykuły są zbyt smutne, za poważne, nader filozoficzne. Współczesne trzydziestki i czterdziestki pragną marzyć, ekscytować się czymś nadzwyczajnym. Temat musi być chwytliwy. Na topie. Zrozum, Julio, te kobiety wracają padnięte po robocie, ogarną dom, dzieciaki, zrobią sobie herbatę i mają ochotę zanurzyć się w lekturze, która zrekompensuje im trudy dnia. Nie chcą czytać o globalnym ociepleniu ani o polskiej patologii wspieranej przez pięćset plus. Wiesz, że możesz na mnie liczyć. Cenię twoje felietony, artykuły, wywiady, ich głębię, podwójne dno i tę niezwykłość, której tak brakuje innym. Ale prawda jest taka, że to się po prostu nie sprzedaje. Widziałaś ostatni raport. Walczymy o każdy procent rynku. Drukowane magazyny przestają się sprzedawać. Internet jest pełen tekstów o modzie, show-biznesie, seksie. Celebryci są obecni w mediach społecznościowych, nie potrzebują kolorowego pisma, by obnażyć się przed fanami, od tego mają Instagrama. – Wzdycha i poprawia okulary na nosie. – Nie wiem, czy damy radę utrzymać aktualny stan zatrudnienia przy obecnej sprzedaży. 
Czuję gulę w gardle. Upijam łyk kawy, choć zamiast niej przydałaby mi się teraz wódka z Xanaxem. Nigdy nie próbowałam takiej mieszanki, ale myślę, że taki koktajl mógłby mnie teraz skutecznie zobojętnić. 
Lidka najwyraźniej dostrzega moją minę, bo od razu dodaje: 
– Nie łam się. Tak po prostu jest w tym biznesie. Wierzę, że w końcu się odbijesz. Musisz tylko zmienić tematykę, stworzyć coś lżejszego, coś dla szerszego grona odbiorców… 
Jasne, innymi słowami – mam napisać gniota. Jak śpiewa Karolina Czarnecka: „prosto, szybko, sprawnie, szast – produkt musi być dla mas”. Mam ochotę zacząć walić głową w kawiarniany stolik, przy którym siedzimy. I nawet jeśli dostałabym od tego wstrząśnienia mózgu, to przynajmniej zakończyłabym tę żenującą rozmowę z przytupem. 
Chce mi się wyć. Pięć lat studiów dziennikarskich; batalie z matką wariatką, która twierdzi, że marnuję życie na bezsensowną bazgraninę; staż w gazecie, gdzie wysługiwał się mną jak służącą – przynieś, wynieś, pozamiataj – wielki pan redaktor przekonany o swym ponadprzeciętnym jestestwie; pisanie głupot o wypalaniu traw i wystawie storczyków w palmiarni w zamian za wierszówkę, z której nie byłam w stanie opłacić rachunków i czynszu w kawalerce. Oprócz tego ciągłe udzielanie się non-profit na portalach internetowych, w lokalnych oraz branżowych gazetach, żeby doskonalić pióro, zostać zauważoną. 
Bycie pełnoetatowym dziennikarzem to ciężka praca, jeśli nie ma się znajomości. Ja ich nie miałam, ale miałam za to wielkie szczęście, że taka osoba jak Lidka objęła funkcję naczelnej w redakcji, w której pracowałam i dostrzegła moje teksty. Wzięła mnie pod swoje skrzydła i uwierzyła, że to, co piszę, jest ważne. Przeszłam tak długą drogę, żeby pisać wreszcie to, na co miałam ochotę, co mnie poruszało, a teraz mam upaść tak nisko, by klepać artykuły na poziomie Pudelka. 
– Lidka. – Poprawiam się na krzesełku. – Jedni piszą w konwencji: „życie jest piękne i pachnie lawendą”, po czym wrzucają fotkę uśmiechniętych celebrytów. Ja piszę w nurcie „życie jest do dupy i śmierdzi łajnem”, po czym daję wywiad ze zgwałconą dziewczyną. Nie wierzę, że nie ma ludzi, którzy nie podzielają mojego zdania, którzy nie chcą czytać o sprawach ważnych. 
– Są, ale jest ich zbyt mało, żeby dalsze publikowanie twoich artykułów się opłacało – mówi wprost, pochyla się i zaplata dłonie na stoliku. – Julio, stoję pod ścianą. Sama wiesz, jaki jest rynek. Codziennie dostajemy dwanaście propozycji artykułów od ludzi, którzy chcą u nas pisać. Niektórzy są gotowi oddać tekst za darmo, żeby zaistnieć, spełnić swoje marzenie o publikacji, wpisać doświadczenie dziennikarskie do cefałki. Zarząd mnie naciska, sprzedaż musi się zwiększyć. Nieistotne jest przesłanie, nieważny język, styl. Walczymy o przetrwanie. Pismo ma się sprzedawać, to produkt jak każdy inny. Jeśli nie opublikujemy bomby, czeka nas katastrofa. Utrzymujemy się z reklam, a jeśli te nie będą docierać do szerokiego grona odbiorców, to nikt nie będzie chciał się u nas reklamować. Zbankrutujemy. 
– Chyba że zostanę zamordowana podczas zbierania materiału dla was. Wtedy sprzedaż na pewno podskoczy. Jeśli, rzecz jasna, sprawnie to nagłośnicie – żartuję, bo co mi innego pozostało. 
– Niektórym naszym redaktorom z chęcią pomogłabym zyskać w ten sposób rozgłos. – Uśmiecha się. – Ale nie tobie. – Pochyla się jeszcze bliżej mnie, opierając piersi o blat. – Masz talent, lekkie pióro, dziennikarski nos i sprawny warsztat. W przeciwieństwie do większości dziennikarzy, których znam, jesteś pracowita, niezachłanna, nie masz wybujałego ego, a na głowie rodziny, dzięki czemu masz dużo czasu na pisanie. Świat stoi przed tobą otworem. Musimy jednak nakierować cię na właściwe tory… – Ścisza głos, jakby obawiała się, że ktoś nas podsłucha. – Teraz na topie są arabscy szejkowie, celebryci, książęta, alpiniści… Poczytaj o nich trochę, może historia któregoś z nich cię zainspiruje. Rozeznaj się i daj mi znać, czy podejmiesz się napisania dla nas czegoś w tym obszarze, dobrze?
Jej pytanie zawisa w powietrzu, a ja jestem świadoma, że nie mam za dużego wyboru. Nisza albo mainstream. Wiem, że Lidka ma rację. Wiem, że „Mój Świat” sprzedaje się fatalnie. Wiem, że muszę zmienić tematykę, jeśli zamierzam utrzymać tę pracę. A chcę tu nadal pracować, jednak nie za wszelką cenę. Dam im to, czego potrzebują – dam im jakiegoś celebrytę, księcia czy innego supermena. Tylko że na moich warunkach. Nie zamierzam się sprzedać, zmieniać swojego stylu, zapomnieć o rzeczach ważnych, o tym, dlaczego chciałam zostać dziennikarką. Pragnę mówić o tym, co mnie boli, porusza, wkurza i dzielić się tym z ludźmi. Znajdę osobę, która będzie odpowiadać Lidce, kogoś, kto mnie zafascynuje i komu czytelnicy oddadzą swoje serca. 
– Okej, zrobię to. Ale po swojemu. 
– Mam taką nadzieję. – Uśmiecha się. – Tylko wpleć w to jakiś romans, poświęcenie dla kobiety, zakazane uczucie, nieakceptowany związek, seks… Wiesz, o co chodzi. Najlepiej schodzą te wydania, w których miłość i sprawy łóżkowe grają pierwsze skrzypce. Czytałaś ostatni artykuł Anity o wielokrotnym orgazmie? To był hit.
Przewracam oczami. 
Dobre rady o seksie, orgazmie, spełnieniu, których udzielają moje koleżanki po piórze w czasopismach dla kobiet, to bzdury. To karmienie nierealnymi fantazjami nieświadomych czytelniczek. Biedactwa po przeczytaniu artykułu takiej Anity są przekonane, że z ich życiem seksualnym musi być coś nie tak, że ich partner to cipa, skoro nie zaspokaja ich erotycznych potrzeb. Wiem, kim są dziennikarki, które piszą tego typu artykuły. Widzę je w pracy. To sfrustrowane singielki przeglądające zagraniczne magazyny w poszukiwaniu inspiracji, zaczytujące się w powieściach erotycznych dla kobiet, ekscytujące romansami z amerykańskich box office’ów, fantazjujące o idealnych facetach, którym zawsze stoi i którzy zawsze doprowadzają swoje kobiety do orgazmu pochwowego. Prawda jest taka, że istnienie tego typu mężczyzn to faktoid. 
Mam trzydzieści dwa lata. Miałam czterech partnerów seksualnych i jedyne orgazmy jakich doświadczyłam w życiu, to te osiągnięte dzięki własnym palcom. 
Nie wierzę w iskrzenie przy pierwszym spotkaniu, w chemię, wzajemne przyciąganie i zgodne dopasowanie po dwóch dniach znajomości. Moje serce jest na tyle mądre, by rozumieć, że mężczyzna spędzający więcej czasu w siłowni niż na czytaniu nie jest dla mnie odpowiednim partnerem. Nigdy nie doświadczyłam pożądania, które mąci umysł i serce, sprawiając, że człowiek nie może jeść, spać, normalnie funkcjonować.
Bo to wszystko są wymysły kobiet, które pragną czegoś, co nie istnieje. 
Moje dotychczasowe związki były letnie, żadnego żaru, ognia, porywu pożądania, zrywania z siebie ubrań, namiętności, ostrego seksu. Były po prostu życiowe. Nigdy nie czułam, że moi faceci o mnie zabiegają, nigdy nie miałam wrażenia, że jestem ich niezdobytą, o której marzą, śnią, o którą chcieliby zawalczyć. I tak się w sumie czasami czuję, jak niezdobyta kobieta (zwłaszcza kiedy za dużo wypiję; na trzeźwo myślę już realistycznie – po prostu wiem, że nie ma takich facetów o jakich pisze się w magazynach i książkach). Moi dotychczasowi partnerzy przypominali wyglądem bardziej Bolka i Lolka niż księcia na białym koniu. Nie przeszkadzało mi to, bo byłam przekonana, że mało atrakcyjny facet ma bogatsze wnętrze i nigdy mnie nie zdradzi. 
Nic bardziej mylnego.
Z moim ostatnim eks (ówczesnym chłopakiem) snuliśmy plany o zamieszkaniu razem, co wbrew pozorom było i jest dla mnie ogromnym wyzwaniem i milowym krokiem naprzód. Chciałam mu zrobić niespodziankę z okazji drugiej rocznicy. Zjawiłam się pod jego blokiem o północy – w szpilkach, małej czarnej, seksownej bieliźnie i z Merlotem w ręku. Ale mój ówczesny chłopak (obecny były) miał już towarzystwo. Uprawiał seks w aucie na parkingu ze swoją koleżanką z biura (miesiąc wcześniej miałam wątpliwą przyjemność poznać ją na jednej z ich firmowych imprez). 
To było rok temu i stanowiło ostatni gwóźdź do trumny. Od tamtej pory nie wierzę już w partnerstwo, wzajemny szacunek, czułość. Nie wierzę w opiekuńczych mężczyzn, z którymi można prowadzić ciekawe rozmowy, znaleźć wspólne zainteresowania, spędzać przyjemnie czas i być dla nich tą jedyną. W trakcie trwania moich czterech (zdawałoby się poważnych) związków, łudziłam się, że moi mężczyźni są wyjątkowi, że czuję się przy nich bezpiecznie, spokojnie, pewnie. I nagle odwalała im palma – kłamali, oszukiwali, zdradzali, uciekali. Być może bali się zobowiązania, a może uświadamiali sobie, że jednak nie jestem tą jedyną. Tak czy siak, zawsze robili mnie w chuja.
Dziękuję, nigdy więcej. Zarządzam przerwę od jakichkolwiek związków. Seks na raz – tak. Na dwa, to mogę najwyżej zatańczyć disco sambę. 

 TRAILER


ZAMÓW JUŻ DZIŚ!


Czytam z Legimi | Agnieszka Siepielska - Synowie zemsty #1. Rhys

Czytam z Legimi | Agnieszka Siepielska - Synowie zemsty #1. Rhys

Data wydania: 13.11.2019
Wydawnictwo Niezwykłe

Niebezpieczni mężczyźni, mafia i zło, które czyha za każdym rogiem.

Dwudziestoczteroletnia Viviana Thomson pracuje w luksusowym sklepie z odzieżą męską. Pewnego dnia dowiaduje się, że jeden z klientów otrzymał inne garnitury, niż te, które zamawiał, a teraz domaga się, by osobiście dostarczono mu właściwe. Mimo że Viviana nie jest odpowiedzialna za tę pomyłkę, zgadza się pojechać do domu mężczyzny.
Rhys Miller jest szanowanym i niezwykle przystojnym milionerem. Lubi, gdy wszystko idzie po jego myśli, i stara się wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję, żeby ugrać coś, na czym mu zależy. Dostarczenie niewłaściwego zamówienia pozwala mu więc wprowadzić w życie plan, który zaczął sobie układać jakiś czas temu. Kiedy w swoim domu widzi Vivianę, ma już pewność, że podjął właściwą decyzję.
Dziewczyna nie ma pojęcia o tym, że właśnie trafiła prosto do jaskini lwa.
Rhys to pierwsza część serii „Synowie Zemsty” o mafijnej rodzinie Valenti. Bohaterowie tej powieści zmagają się z piętnem przeszłości i skrywają wiele tajemnic. Kiedy te ujrzą światło.


Na długo przed premierą, media społecznościowe zalała fala cytatów, grafik, zachęcajek do tej książki. „Mafijny debiut”, „intrygująca i zmysłowa” czy w końcu „Najlepszy romans z wątkiem mafijnym, jaki czytałam!!!” - takie hasła przewijały się przez moją tablicę i z tymi hasłami w głowie zabrałam się za czytanie książki, która z portalu Wattpad przeniosła się na karty powieści.

Dziś zacznę nietypowo, ale tego wymaga ode mnie poruszany temat.

MAFIA!


Czy ktoś mi wskaże, w którym miejscu w tej książce pojawia się temat mafijny?

Wtedy, gdy Rhys siedzi w swoim biurze w klubie? Wtedy, gdy wesoła rodzinka kłóci się przy stole?

Czy może wtedy, gdy od razu postanawia zagarnąć biedną, nieświadomą i zakompleksioną Vivianę dla siebie?

Być może autorka miała dobry pomysł, wszak mafia sprzedaje się teraz rewelacyjnie i czytelniczki pragną takich książek. Jednak, według mnie, Agnieszka Siepielska kompletnie nie udźwignęła motywu przewodniego swojej powieści. Tak po prostu, mafii tu nie ma. Nie mogę nie zauważyć też podobieństw do serii takich jak Eagle Elite czy Złączeni honorem i z tych podobieństw wnioskuję, że cały „mafijny” research autorka „odbębniła” czytając romanse mafijne. Nie fajnie, nie fajnie...

BOHATEROWIE


Oczywiście, Rhys obok mafioza nawet nie stał, ale pomijając ten niechlubny wątek, to jest to bohater, którego da się lubić. Oczywiście, przystojny i bogaty, ale szanujący kobiety, umiejący zabiegać o względy także. Jego „przeszłość” stworzona trochę na siłę, a „ciemna strona” kompletnie niepotrzebna. Gdyby autorka zdecydowała się, by Rhys był sobie bogatym, przystojnym biznesmenem, to wypadłoby to lepiej, niż gdyby kreowała go na mafioza.

Viviana to jedna z najbardziej irytujących głównych bohaterek, z jakimi miałam ostatnio do czynienia. Niezdecydowana, z jednej strony zakompleksiona a z drugiej wyszczekana... Wiecie, miałam przed oczami taką małą dziewczynkę, która tupie nogą, bo czegoś chce, a gdy to dostaje, ucieka i chowa się za babciną nogą...

Helen, babcia Helen, dzięki tej kobiecie wielokrotnie uśmiechałam się podczas lektury. Niektóre wątki z nią kompletnie przerysowane i niemożliwe, jednak zabawne i zdecydowanie ożywiające tę książkę.

CZY ABY NIE ZA SZYBKO...? CZY ABY NIE ZA DUŻO...?


No właśnie, to pytania zadałam sobie od razu po zakończeniu tej książki. Akcja pędzi, dzieje się w niej naprawdę sporo i nie miałam czasu na przyswojenie niektórych informacji, a już zostałam zarzucona kolejnymi, jeszcze bardziej nieprawdopodobnymi. Zastanawiam się, gdzie w tej książce podział się redaktor, który wskazałby autorce, że niektóre wątki są kompletnie niepotrzebne i wpędzają tylko czytelnika w zagubienie, a które warto rozwinąć.


GDZIE TEN ROMANS?


Rhys i Viviana zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia, a mnie brakło iskry, ognia, CZEGOŚ, co pokazałoby, skąd u nich to uczucie. Bo tak na dobrą sprawę, pomiędzy nimi jest jedynie ciepło, nie gorąco... Nie ma randek, kwiatów, nie ma namiętnego, gorącego seksu! Jedynym momentem, w którym pokazali jakieś uczucia, był ten z „zazdrością” i współpracownikami. Po prostu, w nadmiarze wydarzeń, autorka zapomniała, że miał być to romans.


NIE MA TEGO ZŁEGO...


Jak widzicie, sporo ponarzekałam, jednak moje końcowe wrażenia nie są aż tak złe. Po pierwsze, książkę czyta się błyskawicznie i całkiem przyjemnie. Po drugie, humor, a tego dostarczyła mi babcia Helen, która swoimi żartami sypała jak z rękawa. Rhys, choć nie mafiozo i perfekcyjny, tak, że chyba bardziej się nie dało, też zyskał moją sympatię. Pierwszy tom serii Synowie zemsty to lekka powieść, która z mafią nie ma za wiele wspólnego, to książka, którą czyta się w jeden wieczór. Zbrakło mi mafii, pasji i namiętności, wierzę jednak, że autorka dopracuje to w drugim tomie serii, wszak to jej literacki debiut. Czy polecam? Wiecie, że polecam wam tylko te książki, które podbiły moje czytelnicze serce, jednak decyzję jak zawsze zostawiam wam. W końcu ilu czytelników tyle gustów i być może komuś z Was Rhys skradnie serce.

Agnieszce serdecznie gratuluję debiutu i życzę sukcesów w wydawniczym świecie. 



CZYTAM W ORYGINALE || Melanie Harlow - Insatiable

CZYTAM W ORYGINALE || Melanie Harlow - Insatiable

I didn’t mean to see him naked - it was an accident.

It had to be, right?

Because Noah McCormick and I have never been anything more than friends. In all the years I’ve known him, he’s never once laid a finger on me. And even though he was a cute lifeguard at 16 and a hotter-than-hell sheriff’s deputy at 34, he's always been that protective guy I could trust to keep his hands to himself. I never wanted to mess with that.

Until I walked in on him getting out of the shower and saw his hard, muscular body totally bare and dripping wet. At that moment I never wanted to mess with anything so badly in my entire life. 

I should have covered my eyes. Said I was sorry. At the very least, I could have handed him a towel.

After all, I was only in town for a few days, and he was just doing me a favor by escorting me to my sister’s wedding. It wasn’t a real date. 

But I didn’t apologize. And he didn’t cover up.

(Talk about a hot mess.)

After all those years of being just friends, suddenly we’re insatiable.

He’s made it clear he’s not interested in romance. Which is fine with me because 
I’ve got a plane ticket back to my real life at the end of the week. 

It’s all in fun...or is it?

Insatiable - nienasycony

Najnowsza książka Melanie Harlow wpadła na mój czytnik jeszcze przed premierą i od razu musiałam ją przeczytać. I przeczytałam, a raczej połknęłam ją w jeden wieczór, żałując, że była tak krótka.

Melanie Harlow, podobnie jak Corinne Michaels pisze takie historie, jakie fanki romansów uwielbiają czytać. Lekkie, zabawne, wciągające ze szczęśliwym zakończeniem. W końcu większość kobiet marzy o szczęśliwej miłości, ukochanym mężczyźnie i o zakończeniu typu "i żyli długo i szczęśliwie".

Dobra, przechodząc do książki!

Bohaterowie to dobrze znana nam siostra Sawyer, Meg oraz Noah jej przyjaciel z dzieciństwa. Meg wraca w rodzinne strony na ślub siostry i postanawia spędzić więcej czasu z Noah, dochodząc do siebie po kolejnym z rzędu rozstaniu. Sprawy idą w, wiadomo jakim, kierunku, więc tutaj nic nie powiem więcej na temat tej dwójki.

Choć ta książka to historia Meg i Noah, to autorka nie zapomniała o rodzinie Sawyerów, wplatając ich losy pomiędzy wydarzenia mające miejsce pomiędzy głównymi bohaterami. Ba, spokojnie mogę napisać, że Melanie bardzo zaciekawiła mnie jednym wątkiem, ale obawiam się, że mógłby być on spojlerem, więc nic nie zdradzę. Bardzo na plus też przedstawienie sytuacji rodzinnej Noah, chętnie poczytałabym więcej o jego bracie.

Insatiable to ciepły, zabawny romans z przyjaciółmi w roli głównej. Zarówno Meg, jak i Noah dają się lubić, trzymałam za nich kciuki, złościłam się na Noah za to, że zachowywał się jak głupek, a nie facet z krwi i kości. Lekkie pióro Melanie Harlow, ciekawa historia i fantastyczny bohaterowie — miło było wrócić do Cloverleigh Farms po raz trzeci. Gorąco polecam!


Download your copy today or read FREE in Kindle Unlimited!
Amazon: https://amzn.to/2Nnzuzw 
Amazon Worldwide: mybook.to/InsatiableMH 
Amazon Paperback: https://harlow.pub/Insatiable-pb

Add to Insatiable to Goodreads: http://bit.ly/2lakefa 


Melanie Harlow - Insatiable || fragment

Melanie Harlow - Insatiable || fragment


Excerpt: 

Sawyer?” I said in disbelief. 
Breaking into a huge grin, she started to run. 
I was still standing there in shock when she barreled into me, throwing her arms around my neck. She smelled fucking fantastic. Feminine, sweet, delectable. 
“What are you doing here?” I asked, trying to hug her back without getting sweat or paint on her. “I thought you didn’t get in until Thursday.”
“I changed my ticket.” She let go just enough to smile up at me impishly. “I’m glad to see you too.”
I laughed. “I’m glad to see you. You just surprised me is all.”
“That was my plan.” She stepped back, and I figured my odor was probably repulsing her. 
“I stink, sorry. I went for a run earlier and I never showered. Then I painted the garage.”
“I never mind the smell of sweat. It means hard work.” She brightened. “Will you run tomorrow? I’d love to go with you.
“Sure. We can run tomorrow. I’m off again.”
“Great! Although I’m probably way out of shape.” She made a face. “My work schedule is so crazy, I don’t run as much as I used to.”
“You look great,” I told her. And it was true—she did look great. Maybe not quite as skinny as the last time I’d seen her, but the added curves looked good on her. My eyes wandered without my brain’s permission to her slightly fuller chest and rounder hips. Quickly, I attempted to look at her face again, but then my gaze lingered on her mouth. I remembered what it had looked like the other night in my fantasy as she’d wrapped her lips around my cock and moaned like it was the best thing she’d ever tasted. 
My dick twitched beneath my running shorts, and I cleared my throat. “You’ve got a favorite murder? Is there something I need to know?”
She glanced down at her shirt and smiled. “It’s a podcast about true crime. I’m addicted.”
“Never heard of it.”
A sound of exasperation escaped her. “You live under a rock! I can’t believe you’re still not on social media.”
“Yes, you can.”
“Okay, I can, but it makes it really hard to stalk you.” 
I shook my head. “People like you are exactly why I don’t want to be on social media.”
She hit me on the shoulder. “I’m kidding! I just want to keep up with your life. I miss you.”
“So come home more often. Talk to my face.”
She grinned. “I do like seeing your face. Want to go grab a beer? Maybe some food?”
“Sure.”

ZASKOCZ MNIE BEZ TAJEMNIC - KULISY POWSTANIA KSIĄŻKI

ZASKOCZ MNIE BEZ TAJEMNIC - KULISY POWSTANIA KSIĄŻKI

No dobra, moje Panie! Jak to się wszystko zaczęło? Skąd pomysł na napisanie książki w duecie?

MF: To chyba się tak przeplatało w naszych rozmowach, aż stało się faktem i mamy wspólną okładkę.
DS: Dokładnie. Sama nie pamiętam, która pierwsza powiedziała: „kiedyś napiszemy coś wspólnie”. Najważniejsze, że jest!

Co było waszą inspiracją do napisania tej książki?

MF: No, jak to co? Parkour. To od niego zaczął się pomysł i on stał się głównym motywem.
DS: I tutaj muszę zgodzić się z Gosią, to właśnie parkour był myślą przewodnią, a cała reszta szybko nabrała odpowiedniej formy.

Dlaczego parkour? I dlaczego w waszej książce to kobieta jest tą silniejszą postacią?

MF: Dla mnie parkour był odkryciem. Serio, nie wiedziałam wcześniej nic o tej dyscyplinie, a gdy już ją poznałam, zaczęłam sprawdzać i rzuciłam Skibie podczas rozmowy, że napiszę o tym książkę. Wtedy dowiedziałam się, że ona też o tym myślała, więc nagle stało się jasne, że czas napisać coś razem. Co do silnej postaci kobiecej... Daria tłumacz się :)
DS: No ładnie, wszystko na mnie ;) Zacznę od początku — ja, w przeciwieństwie do Gosi znacznie wcześniej obserwowałam środowisko tego ekstremalnego sportu. Mój przyjaciel bardzo długo trenował parkour i od kiedy pamiętam, fascynowało mnie to, ale i sprawiało pewnego rodzaju wewnętrzny niepokój. On podobno się nie bał, ja o niego już tak. A dlaczego tym razem padło na silną postać kobiecą? Sama nie wiem. Gosia, czy w ogóle był taki plan? Tak wyszło i ja przejęłam jej postać we władanie. W końcu nie tylko mężczyźni mogą być silni, znacznie częściej to właśnie my kobiety takie jesteśmy, więc dlaczego nie pokazać tego również dosłownie?

Teraz zupełnie szczerze — czy trudno było napisać książkę w duecie? Jak długo wam to zajęło — od pierwszej litery do ostatniej kropki?

MF: Mam wrażenie, że łatwiej niż samodzielnie, bo mogłam „znęcać się” nad kimś innym niż tylko nad sobą. Dyscyplina w pisaniu była dla Darii nowością, ale ja musiałam mieć coś na czas i tyle. Żeby nie było, Skibka szybko weszła w ten rytm i chyba jej się to podobało.
DS: Może też nie tyle nowością sama dyscyplina, ile akurat ta forma. Pierwszą swoją powieść również napisałam szybko i przede wszystkim pisałam sumiennie codziennie. Dla mnie pisanie książki w duecie z Gosią było przeżyciem niesamowitym. Świetnie się przy tym bawiłam, sporo nauczyłam, ale poszło nam zdecydowanie za szybko ;) Od pierwszej litery do ostatniej kropki — niecałe trzy tygodnie.

Czy inspirowałyście się prawdziwymi osobami? Czy to czysta, literacka fikcja?

MF: Z mojej strony to czysta fikcja. Dopiero teraz widzę ludzi, którzy uprawiają parkour. Wcześniej ich nie zauważałam.
DS: Z mojej strony również jest to czysta fikcja, jednak starałam się patrzeć oczami osób, które trenowały. Chciałam, choć spróbować poczuć emocje, jakie czują oni podczas skoku. W momencie, w którym stoją na szczycie i patrzą w dół. Jednak historia i postacie, to fikcja.

Co towarzyszyło wam podczas pisania?

MF: Dużo śmiechu i nuta rywalizacji :)
DS: Myślę, że trochę więcej niż dużo śmiechu! Dodałabym jeszcze próbę utrudnienia współautorce pracy i kierowanie akcji na nowe tory, o których jeszcze chwilę wcześniej nie wiedziała.

Czy jest taka piosenka lub piosenki, które kojarzą się wam z Zaskocz mnie?

MF: Skibka pomocy! Było coś?
DS: Wspólnego chyba nie, chociaż ja zawsze piszę, słuchając muzyki. Wtedy słuchałam playlisty, która zrobiła mi się na YT i były to między innymi takie utwory jak: “Prove Me Wrong” - Yoe Mase, “Getting Over You” - Lauv, “Take You Down” - Illenium i oczywiście Alan Walker.

Gdyby Zaskocz mnie doczekało się ekranizacji, kto wcieliłby się w głównych bohaterów?

MF: Na Jagę to mi jakaś kobieta z jajami potrzebna, a na Antka...kurczaki ciężka sprawa. Nie mam pojęcia, bo aktorzy musieliby być sprawni fizycznie też. Więc może Mateusz Banasiuk? On chyba był ostatnio w Ninja Warrior, które namiętnie oglądam, bo już wiem, co to parkour.
DS: Wiecie, w sumie Mateusz chyba nawet mi do niego pasuje wizerunkowo, ale Jagoda? Chyba najbardziej pasuje mi tutaj Aleksandra Hamkało :)

Jak wyglądają wasze plany? Macie zamiar stworzyć kolejną książkę w duecie?

MF: Moje plany na dziś to wygrać z deadlinem, co mi nie wychodzi ostatnio przez sytuacje z życia prywatnego. Jak napiszę to, co mam napisać to zacznę myśleć o kolejnych książkach, na które jeszcze umów nie mam.
DS: Widzę, że Gosia z klasą ominęła słowo duet, więc może chce się mnie ładnie pozbyć (śmiech), ale ja się nie dam i grzecznie zaczekam, aż zdąży przed deadlinem, ewentualnie pożyczę jej koszulkę właśnie z tym napisem, którą od niej dostałam, może pomoże ;)

Jak krótko zachęcicie do sięgnięcia po Zaskocz mnie?

MF: Poznaj Parkour, poznaj Skibę i mnie. Czego chcieć więcej?
DS: I baw się zaskakująco dobrze! 



CZYTAM W ORYGINALE || Rachel Van Dyken - Stealing Her

CZYTAM W ORYGINALE || Rachel Van Dyken - Stealing Her


From the #1 New York Times bestselling author comes an unexpected love story of family, secrets, and the most intimate of deceptions.

My estranged twin brother, Julian, was always the wonder boy—and was groomed to become CEO of our ruthless father’s corporation. My mother and me? Left behind. Now, years after tearing our family apart, my father dares to ask me for a favor? Pretend to be Julian while he fights to survive a tragic accident. It can save the company. Nobody will be the wiser. It’ll be our secret.

I can play Dad’s favorite. I’ll do it for Julian. And for my mother, who’ll want for nothing.

But this double life comes with a beauty of a hitch: my very real feelings for Julian’s fiancée, Isobel. Not only am I betraying Julian, I’m deceiving a woman I love. She doesn’t suspect a thing. As lies compound, lines are crossed and loyalties tested, all I can ask myself is…What have I done?

Because sooner or later something’s got to give. There’s no way I’m giving up Isobel. But once the truth is exposed, it might not be my choice at all.

Add to Goodreads: http://bit.ly/2om1s63 

Rachel Van Dyken to autorka, której twórczość pokochałam za sprawą serii Eagle Elite. Stealing Her bardzo różni się od mojej ulubionej serii, to romantyczna powieść o rodzinie, zobowiązaniach i miłości, która przychodzi w najmniej oczekiwanym czasie. Wiecie, co przyciągnęło mnie do tej książki? Bliźniaki i to, że jeden udaje drugiego, żyje jego życiem, trzymając wszystko w tajemnicy. Nie miałam wielkich oczekiwań wobec tej książki, chciałam lekką, przyjemną powieść, dzięki której mogłabym usiąść i się zrelaksować. Czy Rachel Van Dyken sprostała zadaniu? O tym poniżej.

Głównymi bohaterami tej książki i zarazem jej narratorami są Bridge i Isobel. Bardzo wyraźnie zaznaczonym bohaterem jest też bliźniak Bridge'a — Julian. Zacznijmy od bliźniaków — rozdzieleni w młodym wieku przez rozwód rodziców, Bridge wyprowadza się z matką, tracąc status społeczny, przywileje i pieniądze, Julian zostaje z ojcem, żyjąc według jego zasad, starając się sprostać jego oczekiwaniom. Bracia początkowo mieli ze sobą kontakt, jednak urwał się on a po latach milczenia, ojciec zjawia się na progu mieszkania Bridge'a i prosi, by ten udawał Juliana, który uległ poważnemu wypadkowi. W ten właśnie sposób Bridge pojawia się w życiu Isobel. Dziewczyna przeszła wiele w swoim życiu, dzięki Julianowi otrzymała wsparcie i dostanie życie, rozdarta pomiędzy wdzięcznością a marzeniami o życiu według własnych zasad, trwa u boku młodego mężczyzny. Jak myślicie, czy Isobel zorientuje się, że Bridge zajął miejsce jej narzeczonego? Tego wam nie zdradzę, musicie po prostu przeczytać książkę.

Moim absolutnym faworytem w tej książce jest Bridge! Nie można nie kochać tego faceta, poważnie! Jest lojalny, więzy rodzinne są dla niego bardzo ważne, postępuje według własnego kodeksu, dba o innych. Bardzo podobało mi się to, jak na kartach powieści, Rachel powoli pozwalała lepiej go poznać. Isobel to zagubiona młoda kobieta, która przegrała w zmierzeniu z dorosłym życiem. Podczas studiów zakochała się w szarmanckim Julianie, wierzyła, że ich życie będzie bajkowe, jednak bardzo szybko przekonała się, że w drodze na szczyt trzeba wiele poświęcić. Podobało mi się to, jak autorka pokierowała ich relacją, jak budowała napięcie, jak rozwijała to zabronione uczucie.

Rachel Van Dyken w swojej najnowszej książce pokazała, że miłość może przyjść w najmniej odpowiednim momencie. Udowodniła, że serce nie sługa, nie rozumie, czym jest lojalność czy wyczucie czasu. Lekkie pióro autorki, świetni bohaterowie i niecodzienna historia — Stealing Her to książka, z którą spędziłam naprawdę przyjemny wieczór.
Copyright © 2014 My fairy book world , Blogger