Wywiad z K.C. Hiddenstorm



K.C. Hiddenstorm - urodzona 1 marca 1987r. w Białymstoku. Absolwentka filologii angielskiej. Autorka szeroko pojętej fantastyki, zaś w życiu zawodowym charyzmatyczna nauczycielka języka angielskiego. Zadebiutowała na rynku wydawniczym w 2016 roku powieścią fantastyczną "Władczyni Mroku". Jej styl pisania jest chwalony przez czytelników. Cechuje go cięty język, czarny humor, cynizm. W wolnej chwili pisarka lubi oddać się dobrej lekturze lub ciekawemu filmowi z ulubionych gatunków.








Na początek może opowiesz czytelnikom coś o sobie? Kim jest K. C. Hiddenstorm?



Przy założeniu, że coś takiego jak normalność w ogóle istnieje, jestem osobą dość normalną, aczkolwiek nieco ekscentryczną i rozkojarzoną lub – co zapewne zabrzmi bardziej artystycznie – bujającą w obłokach. Czasem wydaje mi się że jestem zlepkiem nieodkrytych jeszcze zaburzeń osobowości, a innym razem myślę, że przejawiam syndrom Piotrusia Pana w jakiejś nowatorskiej formie. Jeśli wierzyć słowom mojej przyjaciółki, można powiedzieć o mnie, że jestem charyzmatyczna, lecz nie mnie to oceniać. Mam specyficzne, czarne poczucie humoru, a sarkazm jest nieodzownym elementem moich wypowiedzi. Cenię sobie spokój, co nie znaczy bynajmniej, iż jestem nudziarą; lubię spędzić czas z dobrą książką, filmem, czy po prostu słuchając ulubionego albumu, ale czasem lubię też spędzić go nieco bardziej aktywnie. Ponadto bardzo kocham zwierzęta, jestem wrażliwa na ich krzywdę, i w miarę możliwości staram się im pomagać. Najbliższe memu sercu są koty, chyba właśnie przez ich indywidualizm i samotniczy tryb życia, który poniekąd cechuje i mnie. 



Dlaczego zdecydowałaś się na pisanie pod pseudonimem i czemu padło akurat na ten?


Ponieważ mogłam i ponieważ uważam, że to świetna sprawa (śmiech). A teraz bardziej serio: ponieważ chciałam, by sięgając po książkę, czytelnik nie wiedział, jakiej płci ani narodowości jest autor, by skupił się na samej historii, bez uprzedniego kategoryzowania tego, kto ją napisał. A dlaczego ten konkretny pseudonim? Gdyż podoba mi się to połączenie słów… choć po polsku niebezpiecznie przypomina imię jakiegoś indiańskiego szamana, jak był łaskaw zauważyć ktoś z moich znajomych. Podoba mi się zarówno brzmienie, jak i znaczenie tego pseudonimu. Myślę, że pasuje do mnie po prostu idealnie. 

  

Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z pisaniem?


Przez moją głowę od zawsze przewijały się najprzeróżniejsze historie. Czasem je spisywałam, czasem tylko obracałam w myślach, nie bardzo wiedząc, czy z tych strzępków da się stworzyć coś spójnego i sensownego. Z zamiarem napisania powieści nosiłam się dłuższy czas, jednak ze strony osoby, która powinna była mnie wspierać, słyszałam tylko przesiąknięte kpiną komentarze w stylu: „Och, książkę? Naprawdę?” lub „No tak, rozumiem, ale wiesz, napisanie książki to nie jest tak łatwa sprawa, jak się wydaje”. Jeśli mam Ci dosadnie zobrazować, jak to na mnie podziałało, to wyobraź sobie taką scenę: ja jestem kałużą benzyny, a te słowa rzuconą na mnie zapałką. Już rozumiesz? Zresztą czytałaś „Władczynię Mroku”, zatem wiesz, że te właśnie słowa włożyłam w usta jednego z bohaterów, który… cóż, nie skończył zbyt sympatycznie. Ale jeślibym miała wskazać bodziec, który dał mi przysłowiowego kopa i finalnie zmobilizował, były to słowa tytułowego bohatera w jednym z odcinków „Dr House’a”, gdzie mówi on o tym, że ludzie zawsze odkładają swe marzenia na później, mówiąc, ze pewnego dnia zrobią to, czy tamto i dopiero na łożu śmierci zdają sobie sprawę, że już za późno, że sędzia odgwizdał koniec meczu. A przecież jeśli naprawdę chce się coś zrobić, to zwyczajnie się to robi. Już. Teraz. Tutaj. 

  

Skąd czerpiesz inspirację do pisania?


Przede wszystkim ze swojej wyobraźni, ale również z książek, filmów oraz muzyki. Choć tak naprawdę uważam, że wszystko może nas zainspirować; nawet niewinna rozmowa na przystanku z nieznajomym, czy kłócąca się para w centrum handlowym. Każda rzecz, każda sytuacja przetworzona przez naszą wrażliwość może zmienić się w kamień węgielny historii, jaka zrodzi się w naszej głowie.



Skąd zainteresowanie Lucyferem i Lilith?


Lucyfer jest buntownikiem, pełnym sprzeczności wielkim indywidualistą. Jakby się nad tym zastanowić, interesował mnie i intrygował właściwie od zawsze, chyba przez swoją złożoność i ten mroczny romantyzm, jakiego jest ucieleśnieniem. Zawsze uważałam go za postać szalenie inspirującą oraz urzekającą swym tragizmem. Ubóstwiam Miltona za to, jak przedstawił Lucyfera w „Raju utraconym”. A skąd zainteresowanie Lilith? Tu jest podobnie – ona również jest buntowniczką i reprezentuje te same cechy, które zachwycą mnie w Lucyferze. Lucyfer i Lilith są, przynajmniej w moim odczuciu, kwintesencją drzemiącej w nas siły, niezależności oraz mocy przeciwstawiania się reżimowi oraz absurdalnym prawom i nakazom, na jakie nie chcemy i nie powinniśmy się godzić.



Twoje obie powieści — Władczyni Mroku i Po złej stronie lustra — mocno skupiają się na ludzkiej psychice, dlaczego?


Gdyż uważam ludzką psychikę za szalenie fascynującą. My, ludzie, jesteśmy najbardziej agresywnym gatunkiem na Ziemi, w pewnym sensie dążymy do samozagłady, a już na pewno do wybicia większości innych gatunków na planecie. Uwielbiamy ukierunkowywać naszą energię na rzeczy banalne, pozbawione znaczenia, zamiast zająć się sprawami istotnymi. Marnujemy ogromny potencjał na wewnętrzne wojny, zapominając o tym, że wszyscy gramy w jednej drużynie w meczu, w którym stawką jest nasze wspólne dobro. A mimo to mamy w sobie coś pociągającego. Jest w nas heroizm, pomimo całego zła, jakie czynimy, to paradoksalnie drzemią w nas nieprzebrane pokłady dobra i zawsze, ale to zawsze potrafimy podnieść się z kolan. Co więcej, w moim odczuciu ważniejsze niż czyny są powody, dla których je popełniamy. Zawsze, za każdym razem nurtuje mnie pytanie „Dlaczego?”. Właśnie z tego powodu tak wielką wagę przykładam do psychologii postaci. Lubię tę zabawę moralnością, lubię pokazywać, że wszystko jest względne i najczęściej nie można jednoznacznie sklasyfikować kogoś, jako z gruntu złego lub z gruntu dobrego, że świat nie dzieli się na czerń i biel, lecz składa się z tysięcy odcieni szarości. 



Co było dla Ciebie najtrudniejsze podczas pisania Po złej stronie lustra?


„Po złej stronie lustra” pisało mi się stosunkowo łatwo, zwłaszcza w porównaniu do „Władczyni Mroku”. Jednak najtrudniejszym momentem był punkt, w którym musiałam zdecydować się na wyjaśnienie, dlaczego z główną bohaterką dzieje się to, co się dzieje. Rozważałam kilka pomysłów, analizowałam je i żonglowałam nimi jakiś czas, aż wreszcie zdecydowałam się na „Wieloświatową Interpretację Mechaniki Kwantowej” Hugh Everetta III i – nieskromnie mówiąc – uważam, że był to strzał w dziesiątkę. 



Czy w Twoich książkach znajdują się miejsca i postaci inspirowane Twoim otoczeniem?


Czy ja wiem? Jeśli chodzi o miejsca, to może nie tyle inspirowane, co przetworzone przez moją wyobraźnię. Natomiast postaci… cóż, myślę, że przemycam do swoich powieści cechy osób znanych mi z prawdziwego życia, choć dzieje się to na tak głębokim poziomie świadomości, że nie jestem w stanie z pełną mocą odróżnić, co jest czym. Aczkolwiek przyznaję, zdarzyło się w moim życiu kilka sytuacji tak absurdalnych, tak niewiarygodnych, że aż prosiły się o umieszczenie w książce. 



Czy proces wydawania książki jest taki, jaki myślałaś, że będzie? Czy coś Cię zaskoczyło lub rozczarowało?


O nie! (śmiech). Proces wydawniczy znacząco różni się od moich dość naiwnych wyobrażeń o nim. Jest to biznes jak każdy inny, i jak każdy inny rządzi się prawami rynku. Zaskoczyło mnie kilka rzeczy, rozczarowało zapewne jeszcze więcej, ale myślę, że nie ma sensu wgłębiać się w ten temat. Ciepłe słowa czytelników z nawiązką rekompensują mi wszystkie trudności i rozczarowania. Dzięki Wam wiem, że to co robię, ma sens, i z tego miejsca pragnę wszystkim serdecznie podziękować. 



Spróbuj opisać siebie jednym zdaniem.


Mówiąc bardzo poetycko: zagubiona w świecie ludzi istota spoza czasu, obdarzona niebywałą wyobraźnią.



Dlaczego warto sięgnąć po Twoje książki?
Ponieważ są wyjątkowe. Dotykają spraw ważnych, pozostając w przystępnym dla każdego lekkim tonie. Przesiąknięte są czarnym humorem, zapadają w pamięć i pozwalają choć na parę chwil oderwać się od świata, w którym żyjemy.



Dziękuję za czas poświęcony na odpowiedzi na moje pytania :)
Podobał wam się wywiad z K. C. Hiddenstorm?
Przypominam, że obie książki autorki możecie kupić na e-bookowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 My fairy book world , Blogger