ANNA ZAMOJSKA - NIGDY WIĘCEJ || FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog
„To będzie nasza tajemnica” – powtarzał niemal na każdym spotkaniu. „To będzie nasza tajemnica”. Jakbym słyszała te słowa jeszcze wczoraj. Każdy jego ruch, dotyk, każde jego słowo prześladowały mnie jeszcze przez wiele miesięcy. Dobrze pamiętam dzień, w którym po raz pierwszy pojawił się w moim rodzinnym domu. Potem bywał coraz częściej i częściej. Przeszywający wzrok, ciągłe spojrzenia i uśmieszki, zbierająca się w kącikach ust ślina i drżenie rąk zapowiadały, kogo w sobie skrywał. Miły, uczynny, otwarty i uczciwy. Przykładny, ważny członek naszej społeczności, którego można by stawiać za wzór. Ja – niecałe czternaście lat, z niewielkim bagażem z przeszłości. On – duży, dojrzały mężczyzna. Wydawałoby się, że jest siłą nie do pokonania. Ale cuda się zdarzają. Zanim jednak poznasz tajemnicę cudu, zatrzymaj się chwilę nad tym, co było wcześniej…
Trwa wiosna, a on, wraz z całym swoim planem, jeszcze nie wkroczył w moje życie. Piszę list do samej siebie. Jego ślady są we mnie do dziś.
Wyróżnienie
To ty jesteś to dziecko,
o którym słyszałam tyle dobrego?
Życie nieco zwalnia. Robi się coraz cieplej, a ja rozkwitam wraz z pojawiającymi się pąkami kwiatów. Natchniona, wypełniona poezją, otoczona kochającą rodziną. Dobra uczennica i wrażliwa nastolatka. Każda chwila napełnia mnie światłem i motywuje do działania. A zarazem wszystko jest jakby… ustabilizowane. Potrafię czerpać radość z drobiazgów. Podziwiam motyle, wyrastające drożdżowe ciasto, grę światła na porcelanie wyglądającej z kredensu. Wkrótce pojawią się pierwsze owoce. Tak wiele sprzyja mojej radości i pogodzie ducha.
Moja rodzina to wesoła gromadka. Nie narzekamy ani na brak zgiełku, ani na brak wsparcia. Rodzice bardzo nas kochają. Zawsze możemy na nich liczyć: ja i moje rodzeństwo. Nasi rodzice od dziecka przekazują nam wiarę w Boga. Rozwijają w nas poczucie godności, uczą dostrzegać najważniejsze wartości: miłość i umiejętność przebaczania. Wiele nas uczą. Już jako ośmioletnia dziewczynka potrafię prasować i lepić pierogi.
Wstaje nowy dzień. Budzę się. W domu poranna krzątanina. Zbieramy się do szkoły. Mama przygotowuje kanapki, a tata może już w pracy, a może pomaga przy śniadaniu? Ja i rodzeństwo przy porannej toalecie. Słychać głos mamy: „Umyjcie zęby!”. Nie wszystkim jest z tym po drodze. W pośpiechu zakładamy ubrania, bierzemy plecaki i ustawiamy się w kolejce do błogosławieństwa. Od dziecka co rano słyszę słowa: „Błogosławię cię w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” albo „Niech cię Bóg błogosławi i strzeże”. To perspektywa dobrego dnia, narzędzie do zmagania się z problemami. Poranne błogosławieństwo i gwar to dwa symbole naszego domu. Wszyscy lubimy mówić, trochę gorzej bywa ze słuchaniem, gdy każdy chce coś powiedzieć od siebie.
Wracam ze szkoły, nadchodzi ulubiony moment dnia. Ciepły obiad i chwila na rozmowę. Nic tak nie łączy rodziny jak stół – tak mawia mama. Przy nim rozmawiamy, jemy i się modlimy. Zbliża się siedemnasta. Wracamy do zajęć. Praca domowa… Że też nie można zrobić wszystkiego w szkole, tylko ciągle coś do domu. A trzeba jeszcze pomóc rodzicom – choć oni nie wymagają od nas zbyt wiele, widząc nasze zmęczenie. Czasem należy więc posprzątać ze stołu po posiłku, podlać warzywa w ogródku, zebrać albo rozwiesić pranie. Nie wiadomo kiedy robi się ciemno, choć to wiosna. Czas na kolację. Czyja dziś kolej? Teraz jest najlepsza pora na kanapki z sałatą i rzodkiewką. Idzie sprawnie, więc już po chwili prosimy Boga o pobłogosławienie nas i posiłku i zabieramy się do jedzenia. Staramy się nie spieszyć, ale jak już wszystko zniknie z talerzy, szybko sprzątamy ze stołu, bo teraz będzie modlitwa. Modlitwa rodzinna. Ten, kto robi kolację, przygotowuje też modlitwę. Dziś, tak jak najczęściej, czytamy Pismo Święte i krótko je rozważamy. Czas jedności wieczorem. Potem już tylko błogosławieństwo przed snem, kolejka do łazienki i do łóżka. Czy każdy dzień w tym domu tak wygląda? Rozmowy nigdy nie są takie same, goście też się zmieniają, kanapki codziennie smakują inaczej.
Kocham ten dom, to miejsce, tę rodzinę. Nie wyobrażam sobie innego życia. Czuję się tu zbyt szczęśliwa, by chcieć cokolwiek zmienić.
Ciepłe wiosenne popołudnie. Idę tam po raz pierwszy. Zbliżam się do domostwa zmieszana, nie wiem, którędy należy wejść. W końcu zbieram się na odwagę i naciskam dzwonek. Drzwi otwiera gospodyni. Jest dla mnie nieprzyjemna, każe wejść drugimi drzwiami. Ja, jeszcze bardziej wystraszona, zawracam. Poszukam odpowiedniego wejścia. Wtem słyszę wołanie kobiety: „Ach, to ty?! To ty jesteś to dziecko, o którym słyszałam tyle dobrego? Zapraszam, wejdź”. Odtąd głos gospodyni zawsze brzmi miło i ciepło. Zaproszona, wchodzę do nieznanego mi wcześniej wnętrza. Jest duże, przestronne. W salonie siedzi on. Zaprasza mnie na górę. Kiedy mnie dotyka, pytam, dlaczego to robi. I dodaję, że tego nie chcę. Ustępuje i odchodzi za duże biurko. Jestem zmieszana, gubię się w tym, co czuję. Ale nawet nie przechodzi mi przez myśl, co może stać się dalej. Że w owczej skórze kryje się wilk. Mijają tygodnie i mam się z nim spotkać po raz kolejny. Idę spokojnie, nie mam żadnych obaw. Jest sam w domu. Zaprasza mnie do kuchni. Siadam u szczytu stołu. Czuję się nieswojo, jestem skrępowana i zawstydzona. On, coraz bardziej świadomy swoich kroków, wyciąga rękę w moją stronę i sadza mnie na kolanach. Tłumaczę sobie, że to nic takiego, choć czuję się dziwnie. Wtedy jego dłoń zaczyna mnie gładzić po plecach. Nie mogę tego pojąć, ale przecież on musi wiedzieć, co robi. Nieoczekiwanie, pewnie trochę za wcześnie, wraca gospodyni z zakupami. Wtedy on szybko mnie żegna i odprowadza do wyjścia.
Wkrótce zakończenie roku szkolnego. Czerwcowy upał. Dzisiejsze spotkanie jest inne od pozostałych – tym razem rozmawiamy na dworze. Zapamiętuję tylko dwa przeklęte słowa. Wbija we mnie przeszywający wzrok, a z wypełnionych po brzegi śliną ust wydobywa się: „Kocham cię”. Oblizuje się niczym głodne cielę. Chcę, żeby to, co właśnie usłyszałam, nie było skierowane do mnie. Ale nie, nie przesłyszałam się. Mam tylko nadzieję, że na tym wszystko się zakończy. Brak reakcji z mojej strony. A w głowie walka. Pada pytanie. Jego głos zmienia się w przywódczy: „A czy ty mnie kochasz?”. Odpowiadam: „Nie”, zgodnie z moimi odczuciami. Mam nadzieję, że on nigdy już do tego nie wróci.
Jestem nastolatką. Wkraczam w świat z niezwykłym zaciekawieniem, zaintrygowana niczym dziecko, które dopiero zaczyna chodzić. Zaczynam zwracać uwagę na przystojnych chłopców. Przeżywam pierwsze zauroczenie. Czuję motylki w brzuchu. Stopniowo odkrywam swoje piękno. I – jak się okaże – ten czas to idealny moment na rozpoczęcie gry, której jeszcze nie rozumiem. On działa bardzo delikatnie i powoli, żebym nie zdołała wyczytać między wierszami, że z tą miłością, którą mi ofiarowuje, jest coś nie tak.
Żył w dwóch światach. Nie łączył molestowania z kapłaństwem. Wciąż mówił o Bożym Miłosierdziu, wprowadził praktykę pierwszych piątków miesiąca, zachęcał do uczestnictwa w nabożeństwach. Twierdził, że najwyższą wartość stanowi dla niego Chrystus. Ale nauki głosił z wiedzy, nie z mądrości, a nikt nie był w stanie tego odróżnić. Był przyjacielem rodziny. W naszym domu czuł się jak u siebie. Przyjeżdżał do niego, kiedy chciał. Dziś wiem, że lubił być chwalony i lubił, gdy mu usługiwano. Zaczął pokazywać swoje prawdziwe oblicze, kiedy należałam już do niego. Najpierw niemal na każdym kroku pokazywał mi, jaka jestem dla niego ważna.
Potrafił być spokojny i łagodny. Potem częściej bywał przywódczy i impulsywny. Zaszczepiał we mnie tematy tabu. Chciał uczyć mnie miłości od podstaw. A ja… wielu rzeczy nie rozumiałam, a zarazem zauważałam, ile jest do odkrycia. Opowiadał mi najróżniejsze historie, które miały być naszymi tajemnicami; historie, o których nikt poza nami miał nie wiedzieć. Od początku chciał zdobyć moje zaufanie. W końcu je zdobył. I to był punkt zwrotny, przez który dokonał się cały proces.
KSIĄŻKĘ MOŻECIE ZAMÓWIĆ JUŻ DZIŚ W EMPIKU.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz