Wywiad z Martą Kisiel
Marta Kisiel - Przez większość czasu udaje, że robi coś konstruktywnego, czyli niewiele z niej pożytku.Przebrzydła polonistka, beznadziejnie zakochana w romantyzmie i twórczości Juliusza Słowackiego, który wielkim poetą był. Zwierzę odludne, występuje przede wszystkim w środowisku domowym, rzadko wyłaniając się na światło dzienne.
Zadebiutowała opowiadaniem Rozmowa dyskwalifikacyjna („Fahrenheit” nr 53/2006). Być może uwierzyłaby w zjawiska nadprzyrodzone, gdyby się o jakieś potknęła, co wcale nie zmienia faktu, że fantastykę czyta namiętnie, a nawet i pisuje. Żadnym tematem nie wzgardzi, począwszy od aniołów w bamboszach (Dożywocie, antologia Kochali się, że strach, Fabryka Słów 2007), przez trupy (Przeżycie Stanisława Kozika, „Science Fiction, Fantasy i Horror” nr 44/2009) aż po nawiedzone zamtuzy (Nawiedziny, antologia Nawiedziny, Fabryka Słów 2009) i insze paskudztwa.
Ot, żelazna konsekwencja…
Bardzo dziękuję za to, że zgodziłaś się na ten wywiad.
Kochani czytelnicy, zapraszam do przeczytania wywiadu z Martą Kisiel.
Kochani czytelnicy, zapraszam do przeczytania wywiadu z Martą Kisiel.
*Kim jest Marta Kisiel? Czy można odnaleźć coś z Ciebie w Twoich książkach?
Od czego by tu zacząć... Marta Kisiel z zawodu jest ałtorką, tłumaczką i redaktorką. Prywatnie żoną, matką, córką, synową, przyjaciółką, a wieczorami także głosem, który nawołuje kota, żeby kot raczył już przyjść do łóżka, oraz ręką, która głaszcze po pleckach i poprawia kołderki. Z natury zaś jest wariatką, pesymistką i straszną złośnicą. Najwięcej można mnie znaleźć w Konradzie Romańczuku. Między innymi, rzecz jasna, bo ogólnie w moich książkach jest mnie wszędzie pełno, tylko raz chowam się lepiej, raz gorzej, czasem wręcz bezczelnie wystaję, a bywa też, że tak sobie dyndam i zastanawiam się, kiedy ktoś to zauważy.
*Od czego to wszystko się zaczęło? Kiedy po raz pierwszy pomyślałaś — tak to jest to, co chcę robić w życiu?
Tej pierwszej myśli niestety nie pamiętam, jedynie zeszyt w kratkę, w twardej lakierowanej oprawie, białej w Kaczory Donaldy. W tamtych czasach to była perełka — takiego zeszytu nie marnowało się na matematykę czy inne błahostki, lecz na coś wyjątkowego. Ja postanowiłam, że będzie to ciąg dalszy Wesołych przygód Robin Hooda. A potem było mnóstwo innych zeszytów, choć już nie tak wyjątkowych, a w nich historie, które przez te lata całkowicie wyleciały mi z głowy.
*Jest coś, co mnie bardzo ciekawi — dlaczego "ałtorka"? Skąd się to wzięło?
Wzięło się z forum periodyku internetowego „Fahrenheit”, gdzie swego czasu, pod okiem zawodowych redaktorów, działały prężnie warsztaty literackie. Tam właśnie ałtorem bądź ałtorką określano autora in spe, czyli takiego, który bardzo by chciał, ale jeszcze nie za bardzo umie. Co prawda po drugiej edycji dostałam tak zwanego kopa na szczęście i tym samym zakończyłam swoją przygodę z warsztatami, czego potwierdzeniem był debiut na łamach „Fahrenheita” właśnie, lecz do samego określenia bardzo się przywiązałam. Pozwala mi zachować na co dzień dystans do siebie, do tak zwanego dorobku, tego, co robię, co piszę, a przy tym jest cudownie przewrotne.
*Czy masz jakieś swoje pisarskie przyzwyczajenia? Jak wygląda Twoja pisarska rutyna?
Przez wiele lat nie miałam w zasadzie żadnych pisarskich przyzwyczajeń, nie mówiąc już o rutynie. Pisałam głównie z doskoku, w wolnych chwilach, potrzebowałam jedynie komputera i samotności. Ale teraz, podczas prac nad najnowszą powieścią, odruchowo wróciłam do tego, co pomagało mi przy pisaniu Siły niższej. I teraz też się sprawdza, więc chyba mogę już oficjalnie odtrąbić, że dorobiłam się prawdziwej rutyny, jak dorosły pisarz! A zatem — piszę od poniedziałku do piątku, mniej więcej od godziny 8.00 do 15.00, bo wtedy szanowne potomstwo wraca do domu i kończy się babci... no, wiadomo co. Oprócz komputera i samotności przydaje się świeczka zapachowa oraz niezobowiązująca muzyka w tle, koniecznie taka, przy której nie zacznę śpiewać. Przy czym z jakiegoś powodu, bez względu na porę roku, najlepiej pracuje mi się przy amerykańskich kolędach i piosenkach świątecznych albo ścieżce dźwiękowej do Kevina samego w domu. Tym sposobem takiego Last Christmas pierwszy raz słuchałam już w lipcu. Z własnej woli. Tak. Pisanie robi z człowiekiem straszne rzeczy.
*Czytelnicy zachwycają się Twoimi książkami, blogerzy piszą same pozytywne recenzje. Jaki jest więc Twój przepis na sukces?
Oj, znalazłoby się też trochę negatywnych recenzji, co zresztą nie jest niczym ani złym, ani zaskakującym. Natomiast przyznaję bez bicia, że pojęcia nie mam, czemu ludzie tak chętnie kupują i czytają to, co wychodzi spod mych rąk. Więc nawet jeśli istnieje jakiś przepis na sukces, a może nawet cała książka z ilustracjami, to bardzo przepraszam, ale mój egzemplarz najwyraźniej przepadł na poczcie, dlatego muszę improwizować.
*Którą ze swoich książek uważasz za najlepszą i dlaczego?
Na pewno najbardziej z moich książek lubię Nomen omen, choć wśród czytelników cieszy się trochę mniejszą popularnością niż cykl o Lichu i spółce. Bardzo się ucieszyłam, kiedy na tegorocznym Pyrkonie podeszła do mnie czytelniczka z Nomen omen właśnie i wyznała, że to jej ulubiona z moich książek. Prawie rzuciłam się kobiecie na szyję! Hołubię je głównie za temat i wrocławski sztafaż, jak również za siostry Bolesne. Jest przy tym literacko lepsze od Dożywocia, które ma sporo wad debiutu, ale czy od Siły niższej też? Prawdę mówiąc, nie potrafię tego ocenić, aczkolwiek mam nadzieję, że z książki na książkę idzie mi coraz lepiej. Przynajmniej z czysto technicznego punktu widzenia, bo z tym, co najmocniej trafi do serc czytelników, to już naprawdę różnie bywa.
*Jakie plany na przyszłość? Czy 2018 rok przyniesie premierę Twojej książki?
Oczywiście, a jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli, to nawet więcej niż jedną! Na wiosnę ukaże się powieść Toń, z nowymi bohaterami i fabułą tak wielowątkową, że sama w to wciąż nie wierzę. Reszta zaś niech pozostanie jeszcze moją słodką, lepką tajemnicą.
*Czy według Ciebie polski autor może pisaniem zarabiać na życie?
Ależ oczywiście. I nie jest to wyłącznie moja opinia, a fakt. Owszem, nawet tym najbardziej poczytnym wciąż daleko do J.K. Rowling czy Jamesa Pattersona, ale tak, są polscy autorzy, którzy żyją wyłącznie z pisania oraz pisaniem. Jeśli wierzyć niedawnemu artykułowi z forbes.pl, takich osób mamy w Polsce kilka, no, może kilkanaście — osobiście znam ich jednak co najmniej kilka i tylko jedna z nich jest Remigiuszem Mrozem (cześć, Mrozie!), więc trochę bym te szacunki rozdmuchała. Tak, można żyć z pisania, choć nie zawsze jest to życie jak w Madrycie. Ale da się, jak najbardziej.
*Potrafisz jednym zdaniem opisać swoje książki?
Cóż, najczęściej lądują na fantastyce, choć zdarza się też na dziale literatury młodzieżowej. A raz czytelniczka ku swemu zdumieniu zastała Dożywocie na dziale dziecięcym — widać więc, że jest pewien problem z ich jednoznaczną klasyfikacją. Dlatego zwykle mawiam, że piszę powieści niezrównoważone, zachęta i lojalne ostrzeżenie w jednym!
*Wiem już, o czym piszesz, teraz powiedz, co czytasz? Jakie gatunki są Twoimi ulubionymi?
Nie wyróżniam się szczególnie pod tym względem. Na co dzień preferuję powieści, przede wszystkim obyczajowe i historyczne. Od pewnego czasu stopniowo odchodzę od czytania fantastyki, czasem tylko coś mnie skusi. Nie znoszę SF, unikam horrorów, rzadko sięgam po kryminały, z wyjątkiem może czterech, pięciu sprawdzonych nazwisk. Czytam za to sporo literatury popularnonaukowej i naukowej z interesujących mnie dziedzin — filologii, historii, antropologii, tanatologii, kulturo- i religioznawstwa, choć ostatnio ukazało się również kilka ciekawych — i na szczęście przystępnych dla laika — pozycji na przykład na temat funkcjonowania ludzkiego mózgu, pamięci i tak dalej. Gromadzę takie książki głównie z myślą o researchu, bo nigdy nie wiadomo, co się może kiedyś przydać. Ot, taki czytelniczy nałóg.
*Jak krótko zachęcisz czytelników do sięgnięcia po Twoje książki?
Hm... Lepsze to niż opakowanie pasty do zębów? Nie, ja chyba naprawdę nie umiem w marketing...
*Masz jakąś radę dla osób, które chcą wydać książkę?
Obawiam się, że trzeba ją najpierw napisać. Obawiam się, że pisanie trwa. Bywa też, że boli w jestestwo, ze szczególnym uwzględnieniem części głowowej i części, pardon, oddolnej. Ale za to potem ludzie będą na was NAPRAWDĘ dziwnie patrzeć!
Dziękuję za poświęcony czas. Pozdrowienia, Ewelina
Wcześniej nie słyszałam o Autorce, dzięki Twojemu wywiadowi, wiele się dowiedziałam. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie ♥♥
Nie oceniam po okładkach