MONIKA JOANNA CIELUCH - MĘŻCZYZNA Z TUSZEM NA DŁONI || FRAGMENT

 


Prolog

Wiesz, dlaczego ponownie pojawiłem się w twoim życiu? Hania, wiesz? Nie? Pojawiłem się po to, żebyś zrozumiała, dlaczego z nikim innym ci nie wychodziło. I możesz mi pieprzyć, że straciliśmy swoją szansę, ale w głębi serca wiesz doskonale, że zasługujemy na drugą. To właśnie ja jestem tym gościem, którego widzisz we wstecznym lusterku, i jeśli, oddalając się, nie wciśniesz cholernego hamulca, z czasem zniknę. Zniknę, Hania, już na zawsze. A pragnę po prostu być. Chcę kochać tak, byś czuła wylewającą się ze mnie miłość, byś mogła dostrzec zachwyt i uwielbienie w moich oczach − w momencie, gdy zdejmuję z drżącej ciebie koronkową bieliznę. Chcę wypełniać twoje usta swoim palącym oddechem, uszy najczulszymi pieszczotami i serce obezwładniającym uczuciem miłości, najszczerszą obietnicą bycia.
Nie zgub mnie, Hania. Nie zostawiaj na tym cholernym poboczu złamanego i zranionego.
Nigdy, rozumiesz? Po prostu zaufaj. Zamknij oczy, naciśnij hamulec. Zatrzymaj auto, a potem wyskocz z niego w pośpiechu i biegnij. Biegnij do mnie. A gdy będziesz już blisko, gdy dobiegniesz do celu… przytul tak, jak jeszcze nigdy tego nie robiłaś.

***

Queenstown, Nowa Zelandia
Ból zbyt mocno zaciśniętej szczęki odbijał się dotkliwym pulsowaniem w skroniach. Jakub palcami nerwowo wystukiwał bliżej nieokreślony rytm na kremowej porcelanie filiżanki. Był spięty. I choć starał się nie wzbudzać swoim zachowaniem jakichkolwiek podejrzeń, ostatecznie w zniecierpliwieniu śledził mijających go przechodniów, wzrokiem skrytym za sportowymi okularami przeciwsłonecznymi, postukując przy tym nogą pod stolikiem.
Jego uwagę przykuł rosły mężczyzna, na oko przekraczający pięćdziesiątkę, z szarą kopertą w ręce. Obserwował, jak ów Nowozelandczyk szybkim ruchem odsunął metalowe krzesło i zasiadając dokładnie na wprost niego, zdjął z oczu niemodne już okulary przeciwsłoneczne, łudząc się zapewne, iż on uczyni to samo.
Nie zamierzał. Chciał załatwić sprawę jak najszybciej i możliwie najdyskretniej. Ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebował, było kilku szalonych fotoreporterów węszących taniej sensacji.
– Zdjęcia? – zapytał, nie przestając pieścić palcami chłodnej faktury filiżanki.
Detektyw kilkukrotnie poruszył szczęką, dość ostentacyjnie żując gumę i nie spuszczając wzroku z klienta, rozchylił kopertę i wysunął jej zawartość na zimny blat metalowego stolika.
Jakub natychmiast, w sposób niemal łapczywy, pozbierał fotografie i na wstrzymanym oddechu prześledził ich treść, a gdy poczuł się usatysfakcjonowany, pospiesznie wsunął kopertę do wewnętrznej kieszeni czarnej kurtki, jednocześnie pod stołem podając Nowozelandczykowi ustaloną należność zawiniętą w bąbelkową folię.
– Dwadzieścia kafli? – Upewnił się tamten, chwytając swoje wynagrodzenie.
– Dwadzieścia pięć, jeśli powiesz, gdzie znajduje się w tej chwili.
Nowozelandczyk spojrzał na zegarek i, najwyraźniej znając na pamięć harmonogram dnia kobiety, spokojnym głosem oświadczył:
– Frank Kitts Park.
Wypuścił z rąk pieniądze i z pośpiechem odsunął metalowe krzesło. Odchodząc w całkowitym milczeniu, palcami dłoni rozmasowywał obolałą od zaciskania szczękę.

Rozdział 1

Każdy z nas popełnił jakieś ciężkie błędy i przynajmniej raz w życiu przeżył coś, co nie powinno mieć nigdy miejsca. Ty też, Haniu. I choć w sercu żywisz żal do mnie, wiedz, że nie było mi łatwo. Nie byłem gotów zaakceptować nowej rzeczywistości. Dzielić się tobą. Nie potrafiłem dorosnąć. A ty, Hanka, zachowałaś się dorośle, zabierając mi te normalne, niedzielne poranki wypełnione ciepłem twoich ust, smakiem czarnej kawy i zbyt mocno spieczonej jajecznicy?
Zatem… Jesteś gotowa pozwolić mi odejść już na zawsze? Bo wiesz, Hanka, jeśli moja obecność nie przyspiesza twojego tętna, to może faktycznie zrujnowaliśmy naszą miłość? Może nie warto niszczyć tego, co ocalało? Przyjaźń…
Potrafisz być jeszcze moim przyjacielem, Haniu?
Potrafisz?

***

Słysząc w uszach niespokojne szamotanie się przepełnionego obawami serca, z uwagą obserwowała każdy ruch najmniejszej zmarszczki na twarzy Jakuba, która w blasku światła stojącej pomiędzy nimi świecy sprawiała wrażenie wyjątkowo eterycznej. Jego grube ciemne brwi powędrowały w górę, zdradzając zupełne niezrozumienie sytuacji, a panującą od dłuższego czasu ciszę przerwał odgłos upadających na drewniany parkiet sztućców.
– Nie rozumiem.
Uniósł czarne oczy i zatopił je w Hani, niemo domagając się wyjaśnień.
– Tu nie ma nic do rozumienia, po prostu… stało się – wyszeptała, posyłając z lekka przestraszone spojrzenie spod długich ciemnych rzęs. Trzęsącą się dłonią przesunęła po blacie sosnowego stołu zdjęcie w kierunku Jakuba.
– Hania, to jakiś głupi żart? Naprawdę nie jestem w nastroju.
– Nie, to nie żart, i nie wiem, dlaczego tak to odebrałeś.
– Cholera, jak to jesteś w ciąży?
– W piętnastym tygodniu.
Zatopił dłonie w ciemnych i nieco już przydługich włosach, a następnie zerwał się nerwowo, potrącając przy tym kieliszek wypełniony czerwonym winem, którego zawartość błyskawicznie rozlała się po stole.
– Jak to w piętnastym tygodniu? Przecież łykałaś te cholerne pigułki!
– Kuba, uspokój się, proszę. Nie wiem, musiałam jakąś pominąć. Nie zorientowałam się wcześniej, bo… Sam wiesz, jak wyglądają u mnie te sprawy.
Z bólem przeszywającym serce obserwowała, z jaką siłą zaciskał dłonie na marmurowym kuchennym blacie, a silne plecy, te same, do których tak bardzo lubiła przytulać rozgrzany policzek, unosiły się z każdym wzburzonym oddechem.
– Wiem, że nie tak miało to wszystko wyglądać, ale poradzimy sobie – wyszeptała, powstrzymując łzy i delikatnie kładąc palce na jego ramieniu – Wszystko będzie dobrze.
Odwrócił się i otulając jej twarz silnymi, wciąż pachnącymi lateksem dłońmi, przez chwilę szukał w myślach odpowiednich słów.
– Hania, ale co z nami? Co z twoimi studiami, z moją pracą? Przecież wiesz, jak bardzo zależało mi na tym, by móc pracować dla Kellana, jak wiele on może mnie nauczyć, to ogromna szansa dla mnie, dla nas. Dziecko to niekończące się problemy, pieluchy, kolki, nieprzespane noce, jesteśmy na to zbyt młodzi. Cholera, mamy dopiero po dziewiętnaście lat, nie po to uciekaliśmy z Polski, by wpakować się teraz w pieluchy!
– Kuba, przeniosę się na zajęcia wieczorne, mamy przecież Olly’ego, we trójkę…
– Daj spokój! – krzyknął, odpychając Hanię od siebie – Ty nic nie rozumiesz, ja go nie chcę, Hanka… Nie w momencie, gdy wszystko zaczęło się w końcu układać.
– O czym ty mówisz?
– Żyjemy w Londynie, tu wszystkie problemy rozwiązać można zupełnie anonimowo, wystarczy zajrzeć pod pierwszy numer w Yellow Pages i nasze życie wróci do normalności.
– Problemy? − Poczuła dotyk ciepłych kciuków delikatnie gładzących jej wystające kości policzkowe.
– Haniu, chcę mieć z tobą dzieci, bardzo, ale nie teraz, może w niedalekiej przyszłości, może za cztery, pięć lat, gdy stanę na nogi, ruszę z własnym biznesem i będę mógł wam zapewnić właściwe warunki, kupić dom, może nawet psa…
– Kuba?
– Wszystko załatwię, o nic się nie martw, wezmę to na siebie – Złożył pocałunek na czole Hani, przyciągnął jej ciepłe ciało i mocno przytulił.
– Nie – powiedziała głosem stanowczym, z całych sił tuszując jego drżenie i swój strach. Odepchnęła Kubę od siebie. – Nie zabiję go, słyszysz? Ono jest cząstką mnie i ciebie. Jak w ogóle mogłeś to zaproponować? Jak ci nie wstyd, Kuba?
– Hanka, nawet mnie nie denerwuj! Pomyśl o nas. Jak wyobrażasz sobie naszą przyszłość?
– Normalnie.
– Normalnie będzie, jeśli skończysz studia, zrobisz staż, potem specjalizację i…
– Kuba! Przestań! – krzyknęła stanowczo, czując łzy spływające po rozgrzanych emocjami policzkach.
– Ooo, przestań – skomentował, wyrzucając ręce w górę w geście bezradności. – Będziesz teraz beczeć? Ja go nie chcę, Hania, nie teraz. Nie będę zmieniał planów przez wzgląd na…
– Na kogo? Na twoje dziecko?
– Na to coś! – powiedział, ruchem ręki wskazując jej brzuch.
– Coś? – Starała się zachować spokój, mimo emocji, które targały jej drobnym ciałem. Jeszcze nigdy żadne słowa nie zraniły jej tak bardzo. Łzy wzbierające za powiekami przysłoniły Hani widok twarzy Jakuba, a słowa wypowiedziane przez niego odbiły się zimnym echem w jej głowie, w sercu i pokaleczonej duszy.
– To tylko zarodek, zlepek komórek, nic więcej, a poza tym…
Nie wytrzymała.
Po raz pierwszy w życiu posunęła się do tak niegodnego zachowania i mimo łez utrudniających widzenie, na oślep, ale celnie wymierzyła Kubie policzek, boleśnie doświadczając uczucia przeszywającego gorąca w drżącej dłoni.
Czas się zatrzymał. Hania, wciąż płacząc, obserwowała Jakuba pocierającego zaczerwienioną twarz i choć całym sercem kochała go, słowa, które padły z jego ust, w jakiś niezrozumiały dla niej sposób zburzyły łączącą ich miłość, a ta niczym drapacz chmur runęła w dół, niknąc w szarym tumanie kurzu. Mimo to chciała przeprosić. Choć pulsowała w niej dojmująca rozpacz, czuła, iż jej zachowanie przekroczyło pewne normy, ale jedyną rzeczą, którą była w stanie zrobić, okazało się bezczynne obserwowanie, jak Kuba chwyta skórzaną kurtkę, zamaszystym ruchem otwiera drzwi i w milczeniu opuszcza mieszkanie.
Rozpłakała się histerycznie. Czuła, jak nicość otula jej drżące ciało, zimnym oddechem dotyka skóry i wywołuje drżenie szczupłych rąk.

***

Słaniał się na nogach. Nie pamiętał, czy kiedykolwiek w swoim życiu wlał w siebie tak potężną dawkę alkoholu. Z trudem, mozolnie pokonywał stopnie obitych dywanem schodów prowadzących do mieszkania. Mimo szumu rozbrzmiewającego głęboko w uszach, nie był w stanie wymazać z pamięci widoku łez spływających po policzkach Hani. Nie pomogło nawet opróżnienie butelki. Kochał ją całym sobą, kochał tak, jak w życiu kocha się tylko raz, i choć to Hania wyznaczała mu sens codziennego jestestwa, nie potrafił przełknąć goryczy życiowej porażki, jaką mogło być pojawienie się dziecka w ich życiu. Nie teraz. Nie w momencie, gdy los położył mu u stóp tak długo wyczekiwaną szansę zawodową.
Przez chwilę szarpał się z okrągłą klamką drzwi, następnie przekroczył próg mieszkania i z ostrożnością umieścił jedną czerwoną różę, z pochyloną już główką, na sosnowej szafce. Z niemałymi problemami przekręcił zamek w drzwiach, zrzucając kurtkę na podłogę.
– Hania? – spytał ściszonym, z lekka niewyraźnym głosem. – Słyszysz? – Podpierając się o ściany, podążył w kierunku łazienki, w której dostrzegł palące się światło. Ostrożnie uchylił drzwi i oślepiony intensywnym blaskiem żarówki, zmrużył oczy, próbując zrozumieć obraz, który rejestrował jego mocno zmęczony umysł. Ilość leżących na podłodze białych ręczników z widocznymi śladami krwi przyprawiła go o szybsze bicie serca. Poczuł, jak alkohol w błyskawicznym tempie opuszcza jego organizm a paraliżujący strach przeszywa wszystkie mięśnie.
– Hanka! – Biegiem ruszył w kierunku sypialni. Potknął się w mroku o sportową torbę i tracąc równowagę, boleśnie przytulił policzek do drewnianego parkietu. Potrzebował chwili, by móc się pozbierać. Spróbował wstać. Z wysiłkiem wsparł się na łokciach. Potężny ból przeszył jego żołądek i dopiero po krótszej chwili w półmroku dostrzegł znajomą sylwetkę Olly’ego złowieszczo nad nim zawisłą.
– Popieprzyło cię? – Z trudem wycedził przez zęby, zwijając się z bólu.
Jak przez mgłę dostrzegł wyraz wściekłości widniejący na twarzy przyjaciela, czując uścisk jego silnych dłoni unoszących obolałe ciało do pozycji pionowej, tylko po to, by zaraz przyprzeć je do ściany.
Jakub nie rozumiał sytuacji, w jakiej się znalazł, i o ile ból fizyczny mógł zlekceważyć, o tyle budząca się myśl, że Hani mogło się coś stać, była nie do zniesienia.
– Hania? Gdzie jest Hania?
Zderzenie z pięścią Olly’ego okazało się równie bolesne, co spotkanie z jego kolanem. Zebrawszy się w sobie, odepchnął przyjaciela i uniósł ręce w górę.
– O co ci, kurwa, chodzi, człowieku? Popieprzyło cię do reszty?
Stali naprzeciwko siebie, ciężko oddychając, i mierzyli się wzrokiem. I choć Kuba starał się doszukać w zaistniałej sytuacji jakiegoś punktu odniesienia, najnormalniej w świecie nie był w stanie.
– Co z Hanią? Gdzie ona jest?
– Nie ma jej tu.
– Co znaczy: nie ma?
Obserwował postać zbliżającego się Olly’ego i widząc jego drżące mięśnie twarzy, zrozumiał, że sprawa jest poważna. Mógł przygotować się na atak, zrobić unik lub chociażby odwzajemnić cios, ale gdyby to zrobił, nie byłby sobą. Znali się przecież niemal całe życie i przez ten okres łączącej ich przyjaźni nigdy w żadnej sytuacji nie stanęli przeciwko sobie. Aż do dziś.
– Olly?
Postąpił krok naprzód i natychmiast otrzymał silne uderzenie w twarz, następnie w obolały żołądek. Poczuł w ustach metaliczny smak krwi i nim zdążył otrzeć je pięścią, ponownie znalazł się na podłodze, targany zadawanymi ciosami. Resztką sił schował głowę w ramionach, próbując osłonić ją przed ciosami wymierzanymi przez Olly’ego.
– Ona dla ciebie już nie istnieje, rozumiesz, bydlaku? Jeśli kiedykolwiek spróbujesz się do niej zbliżyć… zabiję cię – wycedził przez zęby, pochylony nad sylwetką Jakuba.
Ostatni obraz, jaki Jakub był w stanie zapisać w swojej bolącej głowie, stanowił widok przyjaciela opuszczającego mieszkanie z dwiema podróżnymi torbami.
Olly na krótką chwilę przystanął w drzwiach i spoglądając na bezwładnie leżącego na podłodze Kubę, zacisnął szczękę, by zapanować nad ponowną chęcią zbluzgania go. Opuścił próg mieszkania i przesadnie głośno zamknął za sobą drzwi. Przerzucił przez ramię torbę, w którą spakował rzeczy Hani. Utkwił wzrok w pięści, na której wciąż widniała krew, a następnie podążył w kierunku wyjścia. Budynek opuścił z uczuciem satysfakcji przyjemnie rozpływającej się w ciele wraz z szybko krążącą krwią.
Wiedział, że kiedyś ten dzień nadejdzie, dlatego też cierpliwie czekał, aż pomyślny wiatr zawieje w jego kierunku, a wówczas z pełną determinacją chwyci go w żagle. Wychodząc z budynku, naciągnął na głowę bawełniany kaptur szarej bluzy i, jakby nigdy nic, wskoczył do taksówki, wypowiadając adres nowego meldunku.
Czuł się wygrany. I właśnie z takim podejściem do sprawy zamierzał realizować wyszczególnione punkty na swojej życiowej liście.
Pomału i skrupulatnie, a przy tym zawsze w asyście sprzyjającego wiatru.




PRZECZYTAJ JUŻ DZIŚ!


POZNAJ POCZĄTEK TEJ HISTORII I PRZECZYTAJ DARMOWE OPOWIADANIE!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 My fairy book world , Blogger