IZABELA GRABDA - ŻYCIE OD NOWA || FRAGMENT

 

Data wydania: 30.09.2020

Wydawnictwo Inanna

Rozdział 1

Malwina Kamieniecka stała w swoim biurze i patrzyła na kilka sporej wielkości paczek. Każda z otwartych przesyłek zerkała na nią kolorowymi okładkami podręczników do klasy drugiej szkoły podstawowej. Westchnęła i podparła się pod boki.

– To jakaś farsa – mruknęła i podniosła oczy na swoją wice. – Masz formularz zamówienia?

Katarzyna podała jej wydruk i maila, potwierdzającego przyjęcie do realizacji.

– Wszystko poszło jak należy – odezwała się. – To oni pomylili tytuł i przysłali nie te pod-ręczniki i związane z nimi pomoce naukowe, które zamówiłyśmy. A teraz jeszcze żądają pieniędzy za szkolenie nauczycielek klas drugich. Wyobrażasz sobie? Żeby tego było mało, panienka na infolinii zmieszała mnie z błotem i powiedziała, że jeżeli zamawiamy tak drogi pakiet, powinniśmy naj-pierw sprawdzić, czy placówkę na to stać, a nie płacić tylko za podręczniki i pomoce, a potem bez-czelnie wyłudzać gratisowe szkolenia.

Malwina wyjęła jeden z kolorowych podręczników i spojrzała na tytuł. Na zamówieniu widniało „Poznajemy literki”, a na podręczniku „Poznajemy wyrazy”. Pokiwała głową. Pomylili tytuły, a teraz nie chcą się przyznać. Tylko co ona ma zrobić z zestawem do nauki języka angielskiego dla klasy drugiej w przedszkolu?

– Przecież z tą firmą nigdy nie było problemów. – W głosie Malwiny wyczuwało się zakłopotanie.

– Dopóki nie zmienili nam handlowca – warknęła Kasia.

– Musimy im to odesłać.

– Niech najpierw przyślą zestaw, za który zapłaciłyśmy, a potem odeślemy tę pomyłkę! Nie zapominaj, że zakup jest finansowany z projektu unijnego i naszego samorządu. Jak coś będzie nie tak, to nam łby pourywają!

Malwina westchnęła i odłożyła książkę do kartonu.

– Boję się, że zrobi się z tego afera, skoro tak podchodzą do sprawy – powiedziała zrezygnowanym tonem. Nienawidziła takich sytuacji. – Podzwoń po podstawówkach, może któraś to od nas odkupi.

Katarzyna Kudrowska była niewysoką, drobną blondynką, z buzią sympatycznej nastolatki, ale kiedy zaczynała się wściekać, przeobrażała się w tygrysa szablastego.

– No chyba upadłaś na głowę! Malwina, to są środki unijne! Dzwoń do skubańców, niech zamienią to badziewie na nasz zestaw. I wyegzekwuj odpowiednie szkolenia! Narobili dziadostwa, niech prostują. Zażądaj rozmowy z prezesem, a jak odmówią, postrasz ich naszym prawnikiem!

– Nie mamy prawnika…

– Jakiegoś wykombinujemy! Nie pozwól sobie na takie zagrywki z ich strony. Jesteś w końcu ich klientem i dyrektorem tego przedszkola, mam rację? W ostateczności pierdyknij im oficjalną skargą.

Malwina nienawidziła kłócić się z ludźmi. Zawsze starała się wszystko załatwić na spokojnie, bez awantur i niepotrzebnego hałasu. Tutaj chyba jednak nie da się w ten sposób, więc pokiwała głową na zgodę.

– Zrobię, jak mówisz.

Kaśka przewróciła oczami i unosząc ręce wyszła z dyrektorskiego gabinetu, mrucząc przy tym, jak zwykle w takich sytuacjach:

– I kto tu powinien być szefem?

Malwina uśmiechnęła się. Nie pierwszy raz dostała ochrzan od Kasi za zbytnią uległość. Ale tak właśnie działały. Uzupełniały się wręcz koncertowo. Jeżeli należało się pokłócić, wkraczała pani wicedyrektor, a kiedy załagodzić, pałeczkę przejmowała pani dyrektor.

Spojrzała na zegarek. Brakowało piętnastu minut do szesnastej, więc dzwonienie o tej porze raczej mijało się z celem. Odłożyła paczki pod ścianę, dokończyła kilka rozpoczętych spraw i zapytała przyjaciółkę, czy jedzie z nią na cmentarz. Jej wice potwierdziła i po pracy wsiadły do samo-chodu Malwiny. Na miejscu Kasia poszła na grób brata a Malwina stanęła nad ledwie miesiąc temu postawionym pomnikiem z szarego granitu, powalczyła chwilę z zapaleniem opornej świecy i po-stawiła na płycie. Spojrzała na wygrawerowane imię i nazwisko męża. Ładne, równe litery przypominały jej, że od ponad jedenastu miesięcy jest wdową. Nie miała z tym problemu, bo jej małżeństwo umarło wiele lat przed fizyczną śmiercią małżonka.

– Sprawił się ten twój kamieniarz. – Usłyszała głos wicedyrektor. – Ale moim zdaniem pomnik zrobiłaś mu za bogaty.

Malwina spojrzała na przyjaciółkę lekko marszcząc brwi.

– Myślisz? – zapytała.

– Proszę cię! – Kaśka przewróciła oczami. – Od lat żyliście ze sobą jak średnio lubiący się lokatorzy, którzy ciągle na siebie warczą. Wszystkiego ci zakazywał, domagał się, żebyś chodziła ubrana jak zakonnica, a ty mu wiecznie ulegałaś. To nie był mąż tylko prostacki kretyn, który traktował cię jak służbę domową. A ty mu za to zafundowałaś pomnik za kilka tysięcy. Na twoim miejscu zostawiłabym mu kopczyk z ziemi, a za tę kasę pojechała na wczasy w pełnoluksusowej wersji.

– Kasia nie przesadzaj. – Malwina uśmiechnęła się lekko. – To nie do końca jego wina, że nasze małżeństwo nie spełniło ani jego, ani moich oczekiwań. Miałam osiemnaście lat, kiedy wy-chodziłam za mąż i zaraz potem na świat przyszły bliźniaki. Sama jeszcze nie wiedziałam, czego chcę od życia. Będąc nastolatką, łatwo jest pomylić chwilowe zauroczenie z miłością.

– No niby masz rację – niechętnie zgodziła się Kasia. – Ale ty tym chwilowym zauroczeniem spieprzyłaś sobie dwadzieścia lat życia. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego tak inteligentna osoba jak ty, zmarnowała się przy facecie, dla którego obiad podany na godzinę i mecze w telewizorze stano-wiły istotę życia? Jego gniotło nawet to, że poszłaś na studia! Kobieto! Powinnaś go kopnąć w dupsko dawno temu, a nie robić do jego śmierci za uległą i grzeczną żonkę.

– Kasia, przecież były dzieci do wychowania, zobowiązania wobec rodziny. Pomyśl, ile wstydu najedliby się w Bielawie moi rodzice, gdybym wzięła rozwód.

– To jest argument idealnie oddający twoje podejście do życia: „co ludzie powiedzą?” Bardziej przejmowałaś się, że twoja matka będzie musiała znieść trochę docinków ze strony głupich sąsiadek niż tym, że jesteś nieszczęśliwa.

– Nie wiesz, czy byłabym szczęśliwsza odchodząc od Arka – żachnęła się mało przekonują-cym tonem Malwina.

– Prawie rok jesteś bez małżonka, brakuje ci go i beczysz za nim po nocach?

Malwina jedynie zagryzła wargę, ale nie dała za wygraną.

– A co powiedziałabym dzieciom? Przecież ojcem był dobrym. Miałam im zniszczyć dzieciństwo, bo źle wybrałam męża?

– Nie wkurzaj mnie! Anka i Jacek wynieśli się z domu sporo lat temu, więc spokojnie mogłaś go kopnąć w ten nudny tyłek! Przecież oboje już w liceum mieszkali we Wrocławiu, a teraz kończą studia. Co cię przy tym złośliwym palancie trzymało jeszcze tyle czasu?

Malwina westchnęła. Wiedziała, że Kasia ma rację. Arek był prostym człowiekiem, dla którego ambicje żony, żeby skończyć studia i robić karierę, stanowiły kompletny absurd. Był gatunkiem faceta, który uważał, że miejsce żony jest w domu przy dzieciach i garach. Dlatego stanowili dobre małżeństwo do momentu, w którym bliźniaki poszły do przedszkola a Malwina rozpoczęła studia pedagogiczne. Arek nie mógł się pogodzić z tym ostatnim i robił wszystko, żeby Malwina nauki nie skończyła. Ale pomogli jej rodzice i osiągnęła cel. Uzyskała tytuł magistra i rozpoczęła pracę w przedszkolu.

Z czasem, mąż zaakceptował pracującą żonę, jednak od tamtego czasu zaczęło między nimi mocno zgrzytać. Lata mijały wypełnione pracą, wychowaniem dzieci i milionem prozaicznych zajęć. Przyzwyczaili się do siebie, do swoich nawyków i wad. On oglądał mecze, a ona namiętnie czytała romanse i wypróbowywała kolejne przepisy na ciasta i ciasteczka. I pewnie jej życie dalej byłoby tak przewidywalnie nudne, gdyby nie rozległy zawał męża, który doprowadził do jego śmierci, zanim zdążyła przyjechać karetka. Na pogrzebie nie uroniła ani jednej łzy. Jakoś nie potrafiła.

– Ej, odpowiesz mi? – Usłyszała głos Kaśki i zorientowała się, że zbyt głęboko się zamyśliła.

– Przepraszam, ruszyłaś wspomnienia. Masz rację co do mnie. Chyba teraz jestem sama na siebie zła, że mieszkałam z nim tyle lat. Po co ja to sobie zrobiłam?

– Dobrze że chociaż teraz zdajesz sobie sprawę z własnej głupoty.

Spojrzała na Kasię i uśmiechnęła się.

– Jedziemy? – zapytała Malwina, a Kasia tylko pokiwała głową i ruszyły do samochodu.

W czasie małżeństwa Malwina dorobiła się domu, ale po śmierci Arka nie była w stanie go utrzymać, a żadne z bliźniaków nie chciało zostać w Bielawie, więc go sprzedała. Uzyskane pieniądze podzieliła pomiędzy dzieci i siebie. Kupiła połowę parterowego budynku w zabudowie bliźniaczej z użytkowym poddaszem i niewielkim ogrodem. Takich małych, uroczych domków w Bielawie znajdowało się całkiem sporo. Od lat stanowiły o kolorycie miejscowej architektury. Parter zajmował salon połączony z jadalnią, dużą kuchnia i niewielka łazienka. Z salonu wychodziło się na spory taras na tyłach domu, z którego z kolei można było zejść schodkami do ogrodu. Oprócz tego Malwina dysponowała łazienką i sypialnią na piętrze. Sąsiadów miała cichych i spokojnych. Z jednym wyjątkiem, zajmującym drugą połówkę bliźniaka. Ów „wyjątek” właśnie wyszedł przed dom i za-machnął się ogromną reklamówką, która wylądowała w objęciach bardzo młodego, całkiem przystojnego mężczyzny.

– Żebym cię tu więcej nie widziała! – wrzasnął „wyjątek” i spojrzał na Malwinę. – Czujesz, że ten debil mi się oświadczył?

– To potworne – zakpiła. – Jak on mógł?

Malwina podeszła do sąsiadki, próbując się nie roześmiać. Przez kilka miesięcy mieszkania tutaj, takich scen widziała już ze trzy. Kalina, pisarka kryminałów i mocno pikantnych erotyków o wyglądzie równie ekscentrycznym co jej teksty, zmieniała facetów jak rękawiczki. Średnio raz w miesiącu zakochiwała się na zabój, na amen i do końca życia. Po drugiej akcji wyrzucania faceta przez Kalinę, Malwina doszła do wniosku, że ona rzeczywiście zakochuje się do końca życia, ale życia zauroczenia, w które akurat popadała.

Różniły się jak ogień i woda. Dyrektorka bielawskiego przedszkola, zawsze grzeczna, cicha i stonowana, nieodzywająca się bez potrzeby. Ze względu na piastowane stanowisko bardzo dbała o reputację. Ubierała się skromnie, żadnych dekoltów i spódnic krótszych niż do połowy łydki. Włosów nigdy nie farbowała. Przyzwyczaiła się do ciemnego blondu z niewielkimi pasmami siwizny. Nosiła zawsze tę samą fryzurę: skromny i gustowny koczek nad karkiem.

Wszystko miała na swoim miejscu, zaplanowane z wyprzedzeniem, daty urodzin znajomych i rodziny zaznaczone w kalendarzu, żeby nie zapomnieć złożyć życzeń. Każdemu starała się pomóc i cieszyła się, kiedy ta pomoc dawała efekt.

A Kalina? Wulkan energii w kolorowych strojach. Miała na karku czterdziestkę i figurę, której zazdrościły jej nastolatki. Namiętnie wdawała się w romanse z młodymi mężczyznami i obojętne było jej zdanie wszystkich wokół. Zawodowo była jedną z najzdolniejszych pisarek w kraju. Wydawnictwa ustawiały się do niej w ogonku, a nakłady jej książek sprzedawały w ekspresowym tempie. Mimo całej tej ekscentryczności, nie pociągał jej wielki świat. Kochała Bielawę, Góry Sowie i swój zawalony książkami domek.

– Ile miał lat? – zapytała Malwina, patrząc za wsiadającym do starego golfa młodzieńcem. – Nie wygląda na więcej niż dwadzieścia.

– Coś koło tego. – Kalina wzruszyła ramionami i spojrzała krytycznie na sąsiadkę. – Stary ci wykitował rok temu, a ty dalej w żałobnych szmatach? Dałabyś już spokój i ubrała się jak człowiek.

Malwina zamknęła oczy. Ten temat też nie był nowy.

– Tradycja mówi, żeby chodzić w żałobie dwanaście miesięcy. Pochowałam męża jedenaście miesięcy temu, więc trochę jeszcze pomęczysz się widokiem moich czarnych ubrań.

– Ale z ciebie staroświecki beton – skwitowała pisarka i ruszyła do wejścia. – Idę do ciebie na obiad, bo pewnie coś masz?

Kamieniecka pokiwała głową z uśmiechem i ruszyła za sąsiadką. Od kiedy Malwina zamieszkała obok, kocur Kaliny o dumnym imieniu Hildegard doszedł do wniosku, że nic nie stoi na przeszkodzie, by stołować się i spać w dwóch domach, więc kiedy otworzyła drzwi, zobaczyła czarną kupę futra śpiącą w najlepsze na stole w kuchni. Sąsiadka spojrzała na sierściucha i pokręciła głową.

– Ciekawe, że jak właścicielami twojego domu byli Dwińscy, nawet do drzwi nie podszedł, a do ciebie praktycznie się przeprowadził.

– Zawsze chciałam mieć kota, ale mój mąż ich nie lubił.

– To teraz masz kota i mnie w komplecie – odpowiedziała Kalina, bez skrępowania otwierając lodówkę. – Co wyjąć? Ten garnek?

– Tak, postaw na kuchence.

Malwina położyła torebkę na komodzie i poszła się przebrać do sypialni. Kiedy wróciła w miękkim, niebieskim dresie, Kalina podgrzała już zupę, nakryła do stołu tak, żeby nie obudzić kota i ukroiła kilka kromek chleba. Usiadły nad parującymi talerzami pełnymi klasycznej, pysznej jarzynówki.

– Kalinko, nie chciałabyś się ustatkować? Mieć dzieci?

– Spójrz mi w oczy i szczerze odpowiedz: czy ja się nadaję na matkę? Ode mnie nawet kot spierdolił do ciebie i jakoś nie widzę, żeby miał zamiar wrócić. Dzieciak pewnie zrobiłby to samo. – Malwina roześmiała się w głos, czym obudziła Hildegarda. Kocur wstał, przeciągnął się i zajrzał do talerza Kaliny. Pochlipał trochę zupy, oblizał się i poszedł położyć się na fotel. – Tak mnie ciągle podpuszczasz z tym ustatkowaniem się, a ty?

– Co ja? – zdziwiła się Malwina.

– Kiedy drugi raz wyjdziesz za mąż?

– Chyba oszalałaś! W życiu tego nie zrobię.

– Bo?

– Bo byłam mężatką, mam odchowane dzieci i nie w głowie mi takie rzeczy. Przecież w każdej chwili mogę zostać babcią!

Kalina zmrużyła oczy, oblizała łyżkę i wycelowała nią w rozmówczynię.

– Ty, ale wiesz, że dzielą nas jedynie cztery lata?

– Czasem mam wrażenie, że ze dwadzieścia. Wyglądasz tak młodo i pięknie, że czuję się jakbyś była moją córką, a nie prawie rówieśniczką.

– Bo robisz z siebie starą babę! – naskoczyła na nią. – Nijakie kiecki do pół łydki, bluzki pod szyję, płaskie buty i ta grzeczniutka fryzureczka! Weź się kobieto trochę za siebie, to się od facetów nie opędzisz!

– Kalinko, z moją nadwagą i na moim stanowisku nawet mi nie wypada inaczej…

– Nie pierdol o nadwadze – wpadła jej w słowo. – Masz fajne, pełne kształty, które można pięknie wyeksponować. Właśnie na stanowisku powinnaś świecić przykładem i wyglądać zajebiście, a nie jak własna babka.

Sprzątnęły po obiedzie, zrobiły kawę i rozkroiły resztkę sernika, który Malwina upiekła dwa dni wcześniej. Z tym wszystkim wyszły na taras i usiadły na schodach prowadzących do ogrodu. Malwina opowiedziała sąsiadce o problemie z dystrybutorem podręczników i przez następne pół godziny próbowały znaleźć rozwiązanie. Kalina oczywiście puściła w ruch wyobraźnię i zamordowała w perfidny sposób prezesa, bezczelną pannicę z infolinii i handlowca firmy. Sprawcami uczyniła wiceprezesa i jego kochankę, która była sekretarką prezesa i najbliższą przyjaciółką lafiryndy z infolinii, a zrobili to na zlecenie Malwiny. Przejęli władzę w firmie, żeby po jakimś czasie pozabijać się nawzajem. Po czym stwierdziła, że po kilku modyfikacjach będzie z tego genialny kryminał i biegnie spisać pomysł. Malwinie opowiedziana w mistrzowski sposób przez sąsiadkę historyjka po-prawiła humor. Zrobiła sobie dzbanek ziołowej herbaty i do nocy czytała opasłe tomiszcze romansu. 




ZAMÓW JUŻ DZIŚ!

1 komentarz:

  1. Casino Gaming | DrMCD
    All your 창원 출장안마 favourite 여주 출장샵 casino games, online slots, live dealer casino games, and online 공주 출장샵 poker 대구광역 출장샵 games at DrMCD. Casino Gaming delivers unforgettable gaming experiences in your Support: Live Chat, Email, 문경 출장샵 Phone, Support Phone

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 My fairy book world , Blogger