Amy Harmon - Making faces
Data wydania: 5.01.2017
Wydawnictwo EditioRed
W małym, cichym miasteczku mieszkała grupa przyjaciół. Wśród nich Ambrose Young — błyskotliwy i śmiały, młody zapaśnik ze sporymi szansami na sportową karierę. Nic dziwnego, że nie zwrócił uwagi na Fern Taylor. Zawsze miła i pogodna, nie rzucała się w oczy. Nie zauważył, że obdarzyła go uczuciem szczerym i silnym — to dla niego za mało.
Ich wspólna historia mogłaby nigdy nie powstać, gdyby pewnego dnia nie wybuchła wojna. Ambrose wraz z czterema przyjaciółmi z miasteczka wyruszył do Iraku. Wrócił sam, ciężko ranny. Stracił nadzieję, ale nie Fern. Jej uczucie do niego wciąż trwało, choć już wkrótce okazało się, że miłość do mężczyzny ze złamaną duszą nie jest prosta.
To historia małego miasteczka, piątki przyjaciół i opowieść o wojnie, z której wrócił tylko jeden. To piękna bajka o miłości jak z kart romansów, o zwykłej dziewczynie, która pokochała zranionego wojownika. Tej historii nie można było piękniej napisać.
Czy masz odwagę spojrzeć w utraconą twarz?
Koniecznie posłuchajcie tej piosenki Time after time, według mnie, idealnie oddaje tę książkę.
Dlaczego wydawnictwo skrzywdziło taką dobrą książkę taką okładką? Nie chodzi o to, że jest brzydka, bo nie jest, ale kompletnie nie pasuje do treści i do tego, co chce przekazać czytelnikom Amy Harmon.
''Making faces'' to niesamowita opowieść o miłości, przyjaźni, stracie i życiu w małym miasteczku, w którym wszyscy się znają. Nie jestem w stanie wyrazić, jak bardzo mnie ta książka wzruszyła. Podobnie czułam się tylko raz, czytając ''Promyczka''. Płakałam, złościłam się i śmiałam wraz z bohaterami. Olbrzymie emocje oraz cudowne postaci, stają się dla mnie elementem rozpoznawczym dla Amy Harmon.
Głównymi bohaterami są Fern i Ambrose, dwoje nastolatków, żyjących tuż obok siebie, ale tak od siebie różnych.
Fern to lojalna, miła i opiekuńcza dziewczyna, która miała pecha i jako nastolatka nie wyglądała zbyt pięknie. Rude kręcone włosy, okulary i aparat na zębach skutecznie zabijały jej życie towarzyskie, miała dwie bliskie osoby, kuzyna i najlepszego przyjaciela — Baileya, oraz śliczną przyjaciółkę Ritę. Fern od urodzenia jest związana z Baileyem, którego choroba postępuje i dziewczyna coraz częściej opiekuje się nim, nie przeszkadza jej to jednak, jedynym czego nie znosi w tej sytuacji, jest to, że któregoś dnia go zabraknie. Towarzystwa dotrzymywali jej także bohaterowie romansów, które czytała nałogowo, a także postaci, które sama tworzyła, pisząc książki. Do pełni szczęścia brakowało jej jedynie chłopaka, w którym zakochała się jeszcze jako mała dziewczynka. On jednak był daleko poza jej zasięgiem, przynajmniej tak jej się wtedy wydawało.
Ambrose to sportowy bohater miasteczka, przystojny, zdolny i lojalny. Jednak odrobinę zagubiony. Nieświadomie złamał serce uroczej Fern, gdy zainteresował się jej przyjaciółką, Ritą. Jednak Rita okazuje się kompletnie nie podobna do dziewczyny, z którą wymieniał liściki. Kiedy dowiaduje się, kto tak naprawdę je pisał, jest wściekły i jednocześnie poruszony, bo po raz pierwszy pomyślał wtedy o Fern. Przed zakończeniem roku chłopak postanawia zgłosić się do wojska, pragnie, aby ludzie odpowiedzialni za atak na Nowy Jork ponieśli karę. Przekonuje swoich najlepszych przyjaciół, by wyjechali razem z nim, i już wkrótce cała piątka wyjeżdża do Iraku. Do domu wraca tylko jeden z nich — Ambrose.
Poza głównymi bohaterami warto wspomnieć o Baileyu, który jest tak pozytywną osobą, że nie sposób przejść obok niego obojętnie. Swoją postawą bardzo przypominał mi Kate z ''Promyczka'', nie pozwalał chorobie zniszczyć marzenia, żył dzień za dniem, robiąc co tylko może, by były to jak najlepsze dni. Warto naśladować taką postawę.
''Making faces'' to książka nie tylko o miłości. To opowieść o dojrzewaniu, o odnajdywaniu siebie, o godzeniu się z losem, który nie zawsze bywa życzliwy. Ale przede wszystkim to książka o przyjaźni i o jej wpływie na życie. Zarówno Ambrose, jak i Fern mają własnych przyjaciół, i choć bardzo się od siebie różnią, łączy ich fakt, że dla przyjaciół zrobiliby wszystko.
Amy Harmon z tak zwyczajnego tematu stworzyła piękną, poruszającą i do bólu prawdziwą historię, którą naprawdę warto przeczytać. Jeśli jeszcze nie znacie tej książki, to szczerze ją polecam. Mam nadzieję, że już kolejne książki Amy zostaną wydane w Polsce, bo bardzo polubiłam to, w jaki sposób pisze.
Nie czytałam jeszcze żadnej z książek spod pióra Amy Harmon, ale mam zamiar to nadrobić i to tak szybko, jak tylko się da, chociaż nie ukrywam, że mam problem i kompletnie nie wiem, od której książki powinnam zacząć :) Zarówno "Making faces", jak i "Prawo Mojżesza" zbierają bardzo pochlebne opinie i trudno zdecydować się na jedną. Ale cóż... pozostaje jakoś zdecydować, nie ma wyjścia ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
M.
Obie są świetne, więc ciężko wybrać :D chyba musisz zrobić losowanie :P
OdpowiedzUsuńO tym samym pomyślałam :) Będę ciągnąć zapałki chyba :P
UsuńUwielbiam tę książkę! Wywołała we mnie masę emocji. Wzruszałam się co kilka stron... No i Bailey ❤
OdpowiedzUsuńJa do tej pory Harmon mnie nie zawiodła :D Czekam na więcej!
houseofreaders.blogspot.com
Ja też uwielbiam tę książkę. Wszystko, co napisała Amy Harmon, mogę czytać w ciemno! I też mam nadzieję, że jeszcze coś od tego autorki pojawi się w Polsce. ;)
OdpowiedzUsuńSkoro warto przeczytać, to nie będę się wahać i zabieram się za czytanie :) Lubię tego typu historie.
OdpowiedzUsuńJustyna z livingbooksx.blogspot.com