„Joy” bez tajemnic — kulisy powstania książki


Hermia Stone — urodziła się w mieście Mississauga (Ontario, Kanada). Jej ojciec służy w Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej, matka, z pochodzenia Polka, jest aktorką teatralną. Hermia studiowała w California Institute of the Arts, obecnie mieszka w Londynie. Ma dwóch braci, na tego starszego zrzuca całą odpowiedzialność za miłość do muzyki. I bardzo mu dziękuje.



Kiedy po raz pierwszy wpadłaś na pomysł na napisanie “Joy”?

Trudno to uznać za wpadanie na pomysł, ale na studiach odkryłam, że mam sporo wolnego czasu i nie wszystkie wykłady są tak interesujące jak mogłoby się wydawać. Pewnego dnia zaczęłam coś skrobać o dziewczynie, która miała zbyt bujną wyobraźnię i… jakoś samo poszło.


Co było inspiracją do napisania tej książki?

Nieuleczalna miłość do starego dobrego rocka (śmiech). Dorastałam otoczona muzyką, nie było dnia, by pod postacią nagrań i teledysków nie towarzyszyli mi ludzie szalejący na scenach gdzieś w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. To się odbija na psychice, mam nadzieję, że pozytywnie. Poza tym zawsze denerwowało mnie w romansach, że tak naprawdę pisane są na tym samym schemacie: Jest on i ona, i mają problemy, ale na końcu mamy happy end. Życie tak nie działa. Przede wszystkim dlatego, że nie istnieje żadne sensowne “na końcu”, przyklepane “kocham cię”, oświadczynami czy ślubem. Zawsze jest jakieś dalej. Więc na pytanie zadane samej sobie czy potrafię lepiej, odpowiedziałam: Owszem!


Skąd pomysł na stworzenie powieści z zespołem muzycznym w tle?

Ludzie w zespole są jak rodzina operująca cały czas na piątym biegu. Muszą być ze sobą blisko, spędzają ze sobą mnóstwo czasu, a do tego nie można zapominać, że każdy z członków jest indywidualistą i artystą o gwałtownym, chimerycznym charakterze i wyolbrzymionym ego. Kiedy doda się to wszystko otrzymuje się dosyć wybuchową mieszankę, którą wystarczy delikatnie potrząsnąć, by zaczęło iskrzyć. Wygląda na idealne warunki, by wrzucić tam kogoś z zewnątrz i, no właśnie, lekko potrząsnąć, a potem obserwować czy poradzą sobie z narastającym chaosem.


Jak długo zajęło Ci stworzenie tej powieści?

Prawdę mówiąc nie pamiętam. To nie tak, że zamierzałam napisać powieść. Po prostu od czasu do czasu zaglądałam do tego świata i dopisywałam kolejne wydarzenia, a potem okazało się, że skończyłam. Ale pewnie koło pół roku.


Jak długo szukałaś wydawcy dla tej książki? Długo leżała "w szufladzie"?

W “szufladzie” leżała kilka lat, ale też niespecjalnie szukałam wydawcy. Któregoś dnia pod koniec 2018 roku trafiłam w internecie na ogłoszenie, że jakieś w miarę nowe wydawnictwo Inanna organizuje konkurs na książkę dziejącą się w realiach polskich. Czyli teoretycznie nie wpasowywałam się ani w tematykę, ani nawet w wielkość książki… co nie przeszkodziło mi wysłać tekstu bezpośrednio do wydawcy, poza konkursem. Tak dla zabawy. Zanim się zorientowałam miałam podpisaną umowę.


Czy tworząc bohaterów "Joy", inspirowałaś się prawdziwymi ludźmi?

Prawdziwymi - tak. Znanymi osobiście - niestety nie.


Co towarzyszyło Ci podczas pisania?

Ciągłe i narastające zdumienie. Po pierwsze dlatego, że ten pomysł zaczął się rozwijać do jakichś niepokojących objętości. A po drugie w jakim kierunku to wszystko szło.


Wiem, że w Twojej książce muzyka jest ważna, ale czy jest taka jedna piosenka, która kojarzy Ci się z "Joy"?

Musiałam się nad tym chwilę zastanowić, ale chyba nie. Na pewno byłaby to jakaś ballada rockowa z przełomu lat 80. i 90. 


Gdyby Twoja książka doczekała się ekranizacji, to kto wcieliłby się w głównych bohaterów?

Nad tym musiałam zastanowić się zdecydowanie dłużej niż nad poprzednim pytaniem, bo nigdy o tym nie myślałam. Wiem, kogo na pewno bym nie chciała, ale gdybym mogła wybierać… Joy na pewno nie byłaby żadną ze znanych aktorek, bo to by od razu narzucało narrację, że jest wspaniała. Za to przy Belli można by zaszaleć z kimś zjawiskowym. Z “chłopcami” też łatwo nie było, natomiast w pierwszym odruchu chciałam powiedzieć, że w Johna powinien się wcielić ktoś w typie Brada Pitta współczesnego pokolenia (jest w ogóle ktoś taki?), natomiast po zastanowieniu, Johnny to człowiek dość charakterny i ostry, więc może Jensen Ackles? Tak, to byłby odpowiedni człowiek do tego zadania. Jeśli chodzi o Patricka jeszcze niedawno nie umiałabym odpowiedzieć, ale odkąd na Złotych Globach w styczniu 2019 roku pojawił się Cody Fern kompletnie oszalałam na punkcie jego twarzy - jest jednocześnie niepokojąco nieludzka i posągowo piękna. Tak powinien wyglądać Patti.


Jakie plany na przyszłość? Czy w szufladzie czeka na wydanie kolejna powieść? Doczekamy się kontynuacji "Joy"?

To zależy od czytelniczek. Jeśli one stwierdzą, że chcą wiedzieć co jeszcze czeka chłopców z Sundance, to uchylę rąbka tajemnicy. Szalenie polubiłam Patricka i ciekawa jestem jak sam poradziłby sobie z nieznanymi mu emocjami, a czający się nieco w cieniu burkliwy Ben wbrew pozorom też ma do pokazania co nieco. No i jest John, który ma sporo niepozałatwianych spraw z miłością swojego życia...


Jak krótko zachęcisz do przeczytania "Joy"? 

Jeśli uwielbiacie niecodzienne historie o miłości i czasami irytowało was, że powieść kończy się na "i żyli długo i szczęśliwie", a chciałybyście wiedzieć, co się tak naprawdę działo dalej i czy rzeczywiście było tak szczęśliwie, "Joy" zagląda za tę zasłonę i odpowiada: Możliwe, ale...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 My fairy book world , Blogger