Ostatni Prorok bez tajemnic - Kulisy powstania książki
Dzień dobry, dziś zachęcam do przeczytania kolejnej odsłony Kulisy powstania książki. Tym razem na moje pytania odpowiedział Marcin Kiszela, znany również jako Dawid Kain. Zapraszam serdecznie.
Kiedy po raz pierwszy wpadłeś na pomysł napisania Ostatniego proroka?
Trzy lata temu. Pracowałem wtedy w Gliwicach, przy scenariuszu swojej pierwszej gry, Get Even, gdzie jednym z głównych motywów jest podróż po wspomnieniach, próba zrozumienia własnych działań po upływie dłuższego czasu. Wtedy właśnie zacząłem wieczorami pisać Ostatniego Proroka, w którym bezimienny narrator “zwiedza” wspomnienia ludzi, którzy przed laty spowodowali - w sumie niechcący - koniec świata.
Co było inspiracją do napisania tej książki?
Z jednej strony chęć napisania czegoś, co z perspektywy niedalekiej przyszłości spoglądały w przeszłość bez żadnej nostalgii, z drugiej podkreślenie roli, jaką mogą odgrywać w życiu człowieka muzyka, literatura czy gry.
Jak długo zajęło Ci stworzenie tej powieści?
Pierwsza wersja, znacznie krótsza od ostatecznej, powstała w niecały rok, później zrobiłem kilka miesięcy przerwy, by usiąść na kolejne pół roku te tego tekstu i dać mu ostateczny kształt. Łącznie było to więc kilkanaście miesięcy pracy.
Dlaczego zrezygnowałeś z pseudonimu i postanowiłeś wydać książkę pod prawdziwym nazwiskiem? Nie bałeś się “zaczynania od zera”?
Pomysł wydawania bez pseudonimu pojawił się już przy Fobii i wtedy nie byłem do niego przekonany. Chodzi ogólnie o to, że mój pseudonim (Dawid Kain) na tyle mocno kojarzy się z rzeczami, które pisałem przez ostatnią dekadę i ich stylem (połączenie horroru z groteską i science-fiction, napisane bardzo charakterystycznym językiem), że te nowsze powieści (poważniejsze w wymowie i prawie pozbawione elementów horroru) powinny być podpisane już moim prawdziwym nazwiskiem. I o ile przy Fobii jeszcze miałem wrażenie, że to nie jest coś zupełnie odrębnego w całej mojej twórczości, to przy Ostatnim Proroku już tak. Bo w tej książce już celowo zmieniłem język, upraszczając go i pozbawiając większości wcześniejszych cech. Więc w końcu dałem się wydawcy przekonać, że pora zacząć od nowa, już jako ja.
Czy tworząc bohaterów tej książki, inspirowałeś się prawdziwymi ludźmi, miejscami i wydarzeniami?
Tak. Jest to w sumie pierwsza moja książka bazująca na wielu prawdziwych wydarzeniach, zazwyczaj bardzo nieprzyjemnych, wręcz dramatycznych. Oczywiście jest w niej też sporo wymyślonych rzeczy, ale zdecydowanie mniej, niż we wcześniejszych powieściach.
Co towarzyszyło Ci podczas pisania?
Uczucie zapętlenia (śmiech). Pisałem zazwyczaj po pracy, która też polegała na pisaniu. Więc wyglądało to tak, że w dzień pisałem o wymyślonych bohaterach gry, walczących ze sobą w świecie wspomnień, a wieczorami, w wyjątkowo mrocznej gliwickiej kamienicy, gdzie spędziłem rok, pisałem o wymyślonych bohaterach książki, którym dałem część własnych przemyśleń i wspomnień. Poza nastrojem utkwienia w przedziwnej, śląskiej wersji Incepcji, towarzyszyła mi oczywiście muzyka i kawa, ale o tym powiem więcej za chwilę.
Czy jest taka piosenka, która kojarzy Ci się z Ostatnim prorokiem?
Zdecydowanie! Nawet kilka. Bo to jest powieść, w której jakieś 75% treści orbituje wokół pewnego koncertu, którego przebieg zmienia życie bohaterów. I jest w niej bardzo, bardzo dużo muzyki.
Nie będę za dużo zdradzał z treści, ale powiem tylko, że artysta, na którego koncert idą bohaterowie, Conor Smith, to fikcyjny wokalista, którego pozlepiałem z postaci takich jak Elliott Smith, Conor Oberst i Kurt Cobain.
A piosenki, które bezpośrednio łączą się z treścią powieści, są nawet cytowane przed każdą z części książki i są to, kolejno: Airbag Radiohead, The Only Thing Sufjana Stevensa, Something Vague Bright Eyes i Waltz 2 Elliotta Smitha.
Gdyby Twoja książka doczekała się ekranizacji, to kto wcieliłby się w głównych bohaterów?
Aktorzy na tyle niszowi, że nawet ja nie znam ich nazwisk (śmiech). Może to zabawne, ale akurat ta książka, gdyby miała być zekranizowana, to raczej jako niskobużetowy dramat z drobnymi elementami science-fiction, może w stylu kina robionego przez Shane’a Carrutha (twórcy Primera i Upstream Color). Czyli minimalizm i liczne ujęcia smutnych twarzy.
Jakie plany na przyszłość? Czy w szufladzie czeka na wydanie kolejna powieść?
Pod koniec października ukaże się wznowienie mojej pierwszej powieści, na dodatek pod zupełnie nowym tytułem - Oczy pełne szumu. Mocno zmieniłem tekst względem pierwowzoru, więc to w jakichś 30% nowe dzieło. A co potem? Nowej powieści nie tworzę, piszę za to scenariusze do dwóch ciekawych gier video, które wyjdą prawdopodobnie w 2019 - The Beast Inside oraz Unholy. Obydwie są mrocznymi horrorami.
Jak krótko zachęcisz do przeczytania Ostatniego proroka?
Jeśli ktoś chce się zadumać nad ludzkimi losami w tej i kolejnej dekadzie, jeśli chce przeczytać coś skupionego bardziej na emocjach niż wybuchach i pościgach, to myślę, że przy Ostatnim Proroku spędzi co najmniej kilka ciekawych momentów.
Najnowszą powieść Marcina, Ostatni prorok, możecie zamówić TUTAJ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz