Choć nie jestem "Alicją z Krainy Czarów", to tam Cię właśnie zaprowadzę. || Wywiad z Alicją Wlazło
Alicja Wlazło - Zafascynowana słowem, często żyjąca w równoległym świecie wyobraźni, wpadająca na sto pomysłów na minutę. W wolnych od pisania chwilach próbuje swoich sił w rysowaniu – z różnym skutkiem. Wielbicielka fantasy wszelkiego typu, pragnąca by magia zagościła w naszym świecie i zmieniła jego strukturę, łamiąc konwencje.
Absolwentka filologii angielskiej, mieszkająca na Śląsku. Pisaniem zajmuje się od niedawna, choć od zawsze tworzyła nietypowe historie.
Ala ma kota. Tyriona – rzecz jasna.
Hej Alicja, bardzo się cieszę, że mogę Cię bliżej poznać. Opowiedz, proszę coś o sobie – kim jesteś, czym się zajmujesz, skąd pochodzisz?
Ja również strasznie się cieszę, że możemy porozmawiać!
No to zaczynamy! Jestem niepoprawną optymistką, która uważa, że w życiu nie ma rzeczy niemożliwych, o ile wystarczająco mocno się dąży do ich osiągnięcia. Z pewnością mogę powiedzieć, że jestem również artystką – często zdarza mi się bujać w obłokach, a najgorzej jest wtedy, gdy nowy pomysł zdecyduje się nawiedzić mój umysł. Wtedy nie ma przebacz. Zdarza się, że często nie potrafię wrócić do rzeczywistości, dopóki nie zapiszę, chociażby jego szkieletu, aby mi już nigdy nie umknął.
A schodząc z obłoków, ukończyłam filologię angielską i, choć obecnie nie pracuję w zawodzie, studia zakorzeniły we mnie wielką miłość do literatury angielskiej, co jest ogromną zasługą moich wykładowców. Widząc ich pasję, sama zapragnęła zagłębiać się w fikcję literacką jeszcze bardziej niż do tej pory. Sądzę, że to była jedna z przyczyn powstania „Mroku”- pierwszej księgi z cyklu „Zaprzysiężeni”.
Ponadto jestem szczęśliwą żoną oraz matką dwójki łobuzów. Cała trójka moich cudownych chłopaków, na czele z mężem, dodaje mi sił zawsze, kiedy brakuje mi motywacji, a czas z nimi spędzony jak nic innego ładuje moje baterie. Są moją kotwicą pośród dziesiątek otaczających mnie pomysłów i sądzę, że bez nich już dawno postradałabym zmysły (śmiech).
„Mrok” to Twoja debiutancka powieść, ale podejrzewam, że nie od niej zaczęła się Twoja przygoda z pisaniem. Opowiesz, jak to się wszystko zaczęło?
Oj tak, pisanie, a mówiąc szerzej, słowa towarzyszyły mi od zawsze. Do tej pory pamiętam uczucia, które mną targały podczas czytania „Psa, który jeździł koleją”czy też „Ani z Zielonego Wzgórza”. Jednak pierwsze pisarskie kroki zaczęłam stawiać w wieku dwunastu lat, kiedy to postanowiłam napisać powieść kryminalną o dziewczynce w moim wieku. Zdradzę, że to jej zawdzięcza sporo ze swej urody Laureen, główna bohaterka „Mroku”. Ale wracając do tematu – tamta powieść nigdy nie została ukończona i w sumie ciężko byłoby mi teraz dokładnie powiedzieć, o czym była. Później przyszedł czas na wiersze – rymowane oraz białe. Wraz z upływem czasu szybko zorientowałam się, że z rymami mi nie po drodze. Może, dlatego że czułam się przez nie w pewien sposób ograniczona? Ciężko powiedzieć. Następnie prowadziłam pamiętnik, chyba jak większość nastolatek, a potem pisałam piosenki, głównie anglojęzyczne. Jednak dopiero na studiach nastąpił przełom. Poczułam, że głęboko skrywane pragnienie pisania przedostaje się coraz bliżej powierzchni, powoli przesłaniając inne z moich pasji, jak chociażby jeździectwo czy śpiew.
A potem przyszedł czas na zmierzenie się z „Mrokiem”, choć wtedy jeszcze nie nosił tego tytułu. Pierwszy szkic powstał w około dziesięć miesięcy.
Czy Kurs Kreatywnego Pisania miał jakiś wpływ na Twoją debiutancką powieść? Czy odbyłaś go już po napisaniu „Mroku”?
Kurs odbyłam po napisaniu pierwszego szkicu „Mroku”. Zaznaczam słowo „pierwszego”, ponieważ dopiero kurs, a przede wszystkim nauczyciele oraz uczestnicy, pokazali mi, jak daleko mojej powieści było do wydania. Okazało się, że, mimo iż fabuła wciągała, to styl był wręcz katastrofalny. Po pierwszej prawdziwej krytyce od nauczyciela przepłakałam pół nocy, a na drugi dzień... wzięłam się garść. Później przepisywałam jeszcze całą powieść dwukrotnie, zanim wysłałam ją do wydawnictw.
Wiem, że lwią część swojego obecnego stylu pisarskiego zawdzięczam kursom. Gdybym w przeszłości nie zaryzykowała i nie zapisała się na kurs, wątpię, abym teraz mogła cieszyć się z nadchodzącej premiery mojej pierwszej powieści.
Opowiedz teraz, proszę, trochę o „Mroku”. O czym jest ta książka, skąd inspiracja do jej napisania?
To chyba jedno z tych pytań, na które najciężej mi odpowiedzieć. Ale zrobię co w mojej mocy, by chociaż nieco przybliżyć wam „Mrok”.
„Mrok” jest powieścią fantastyczną, można powiedzieć, że najbliżej mu do urban fantasty czy też New Adult, choć ciężko mi go jednoznacznie zakwalifikować do którejkolwiek grupy.
Przedstawiłam w nim historię Laureen, która ma wspaniałą nastoletnią córkę oraz partnera, u którego boku pragnie spędzić resztę życia. Niestety los przygotował dla niej inny scenariusz – od momentu, gdy w jej życiu pojawia się Sigarr, wszystko zdaje się zjeżdżać po równi pochyłej prosto w przepaść.
Tragedia, która spotyka Lori, sprawia, że jej świat wywraca się do góry nogami. W pewnym momencie na jej nadgarstku pojawia się magiczna bransoleta, która od tej pory może się okazać jej największym sprzymierzeńcem lub najbardziej zaciekłym wrogiem.
W miarę rozwoju akcji czytelnik dowiaduje się, że ziemia oraz jej składowe nie są wcale czarno – białe, a na świecie istnieją moce, jakich zwykli ludzie nie są w stanie zrozumieć. Dwie przeciwstawne siły – potępieni oraz Zaprzysiężeni – walczą ze sobą, próbując przechylić szalę wygranej na swoją korzyść.
Komu się to uda i czy Laureen znajdzie w sobie siłę, by stanąć do walki? Jeśli jesteście ciekawi, zapraszam do lektury!
Muszę zapytać – skąd pomysł na okładkę i kto był odpowiedzialny za jej wykonanie?
Okładkę do „Mroku” wykonał Robert Rajszczak i pozwolę sobie jeszcze raz mu tutaj podziękować. Nigdy nie sądziłam, że „Mrok” będzie zdobiony przez takie cudo! Zakochałam się w tej okładce od pierwszego wejrzenia i nadal nie mogę się na nią napatrzeć.
A pomysł? Hm, w sumie dałam tutaj dużo swobody artyście, a przynajmniej tak sądzę. Przesłałam jedynie kilka pomysłów, z których żaden nie został w pełni wykorzystany, a jednak mimo to powstało coś pięknego. Tak naprawdę najdokładniejszy opis, jaki przesłałam, dotyczył wyglądu postaci, a z tego jestem więcej niż zadowolona. No, bo powiedz, czyż Laureen nie przyciąga wzroku? ;)
Jak wyglądał u Ciebie proces szukania wydawcy? Czy długo czekałaś na odpowiedzi? Spotkałaś się z odrzuceniem Twojej książki, czy od razu napisałaś do Genius Creation i to oni powiedzieli – wydajemy to?
Zanim wysłałam powieść, postarałam się zrobić research. Sprawdziłam, które wydawnictwa wydają fantastykę, gdzie stawia się na debiutantów, a następnie sporządziłam listę moich przyszłych potencjalnych wydawców. Pamiętam, że do niektórych dzwoniłam przed wysłaniem manuskryptu. A potem odkładałam moment wysyłki, gdyż nie miałam zredagowanej jeszcze całości „Mroku”. Jednak jedno wydawnictwo napisało na swojej stronie, że nie potrzebują całej powieści, a jedynie określoną ilość stron. Powiedziałam sobie: „A co mi tam! Wyślę”. I wysłałam. Poszłam do kuchni po wodę, było strasznie gorąco, jak to w sierpniu. Wróciłam przed jeszcze niezamknięty laptop i zapatrzyłam się w niego jak głupia. Po piętnastu minutach dostałam odpowiedź, że wydawnictwo jest wstępnie zainteresowane moją powieścią i proszą o przesłanie całości w terminie do dwóch tygodni. To były jedne z dwóch najbardziej pracowitych tygodni w życiu moim i moich bet. Ale udało nam się! Zdążyłyśmy i wysłałam. W tym samym momencie wysłałam powieść do kilku innych wydawnictw, w tym Genius Creations, z którym na końcu zdecydowałam się podjąć współpracę.
Sądzę, że nie mogłam trafić lepiej.
„Mrok” to pierwsza część cyklu „Zaprzysiężeni” - wiesz już, ile tomów będzie on liczył? Czy oprócz „Mroku” masz już gotową kolejną część?
Przyznam, że z tym pytaniem mnie nieco zaskoczyłaś! Sama właśnie się zastanawiam, jak potoczą się losy „Zaprzysiężonych”, jeżeli chodzi o ilość części. Pierwotnie miała to być trylogia, lecz okazało się, że druga część, do której poprawek właśnie siadam, jest niemal dwa razy dłuższa od księgi pierwszej. Dlatego aktualnie nie jestem w stanie powiedzieć nic konkretnego. Okaże się.
I tak, mam gotową drugą część „Zaprzysiężonych” o tytule „Ogień”, a gdy tylko skończę poprawki, biorę się za część trzecią! Już się nie mogę doczekać!
Czy „Mrok” to powieść młodzieżowa czy bardziej dojrzała? Czytelnicy, z jakiej grupy wiekowej odnajdą w tej książce coś dla siebie?
„Mrok” jest powieścią o szerokim zakresie czytelników, jeżeli mówimy o grupach wiekowych. Sądzę, że zarówno siedemnasto-, osiemnastolatkowie znajdą w nim coś dla siebie, jak i starsi czytelnicy. Górnej granicy nie jestem w stanie wyznaczyć, choć początkowo pisałam ją z myślą o młodszych odbiorcach, to po licznych przeobrażeniach gotowa książka naprawdę w wielu aspektach różni się od swojej pierwszej wersji. Można by rzec, że ewoluowała.
Dodam jeszcze, że jako powieść wielowątkowa i dość złożona fabularnie powinna się wpasować w różne gusta. A przynajmniej na to po cichutku liczę i trzymam za nią kciuki.
Jakie masz plany na przyszłość? Masz w zanadrzu coś oprócz serii „Zaprzysiężeni”, czy czekasz z pisaniem czegoś nowego do czasu wydania całej serii?
Oj, tak, tak, tak! Mam całe mnóstwo pomysłów i wcale nie mam zamiaru czekać! Będziemy wydawać kolejne tomy serii, jak szybko tylko się da, lecz wiadomo, trzeba wszystko dopracować. Nie chciałabym jednak, by czytelnicy musieli zbyt długo czekać na kolejne księgi „Zaprzysiężonych”, dlatego już teraz u mojego wydawcy jest pierwsza część jednej z innych moich powieści. Na razie czekam na informację zwrotną czy będziemy się za nią zabierać, czy może jeszcze za coś innego. Powieść, która jest w „poczekalni” to typowe Young Adult, chciałam pójść w nieco delikatniejszą fabułę niż ta w „Zaprzysiężonych”, lecz kolejna powieść, którą mam ukończoną w połowie – połowie pierwszego tomu, oczywiście – to typowe wielowątkowe fantasty pisane z kilkunastu perspektyw. Inspirowałam się „Grą o tron”, więc sądzę, że będzie to gorąca powieść.
Wiem, że prowadzisz bloga „Zostać pisarzem” - masz może jakąś złotą poradę dla osób, które chcą wydać książkę?
Niestety nie istnieje coś takiego jak „złota rada”, choć sama chętnie bym ją poznała. Jedni pisarze powiedzą, że trzeba brać udział w konkursach, pisać wiele krótkich form, które według mnie rzeczywiście są trudniejsze niż napisanie powieści. Będą kładli nacisk na styl, wzbogacanie warsztatu. W tym samym czasie inni przekonują, że to historia jest najważniejsza, a warsztat przyjdzie z czasem.
Co ja radzę? Piszcie, ile się da, czytajcie jeszcze więcej, jeśli macie okazję spróbujcie wziąć udział w kursie pisania. Może akurat on okaże się dla was właściwym kluczem, otwierającym drzwi do pisarskiej kariery?
Ale przede wszystkim – znajdźcie waszą własną drogę. Nie bójcie się wysyłać tekstów do wydawców, są takimi samymi ludźmi jak my. A jeżeli chodzi o spór warsztat vs. historia, starajcie się zachować równowagę, lecz niech nigdy nie ucierpi na tym fabuła.
Czyż to nie ona porywa tłumy?
Książkę możecie kupić TUTAJ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz